sobota, 8 czerwca 2013

Długa notka - książki, "Pamiętnik narkomanki" i życie. Moje życie.

Witam.
Dziś przeczytałam książkę, która mnie poruszyła. Uznałam, że muszę się tym z wami podzielić.
Tym razem nie będzie mojego opowiadania. Przynajmniej nie częściowo zmyślonego. Będzie samo życie - ta prawdziwa książka i może co nieco o mnie. Niekoniecznie, ale może. 
Zacznę od ogólnego stwierdzenia na temat książek. Często te krótkie, z nieciekawą okładką, okazują się dla nas najważniejsze, są w duszy przez całe życie, sprawiają, że jakaś martwa część nas ożywa. Tak było z "Małym księciem", "Oskarem i Panią Różą", z "Cieniem Wiatru" (ta akurat pozycja jest gruba, ale szybko się czyta), tak jest i teraz z "Pamiętnikiem Narkomanki" Barbary Rosik. Są to utwory zazwyczaj przeczytane w jeden dzień, wciągające nas w swój świat i niepozwalające się oderwać. Jeszcze jakiś czas, w przypadku tych dzieł, nieraz całe życie - snujemy refleksje na ich temat, porównujemy je za swoją egzystencją, wracamy do nich myślami. Tak przynajmniej jest w moim przypadku. Książka, która wprowadza mnie w taki stan, w pewien sposób staje się częścią mnie. Marzę o tym, by coś takiego osiągnąć - by książki, które może uda mi się kiedyś wydawać, miały taki wpływ na ludzi. Choć na kilku. By nie były puste i dla pustych - jak większość tego, co teraz dostępne w księgarniach. Większość, nie wszystko. Po prostu teraz każdy może wydać książkę, pewnie dlatego coraz więcej ludzi zniechęca już na starcie swojej przygody z czytaniem. Nie są w stanie odnaleźć w tych utworach przyjaciół, innych ludzi, którzy je napisali, siebie samych. 
Uwielbiam być w takim refleksyjnym nastroju, to mnie uskrzydla, nadaje sens życiu. Bardzo lubię, gdy coś, lub ktoś zmusi mnie do myślenia. Czasem, gdy ktoś coś powie, lub napisze, wraca wiara w to wszystko - wiara w ludzi, wiara w  ż y c i e. 
Ostatnio coś popycha mnie ku chęci życia, stawiając na mojej drodze ludzi, opowiadania, książki, które zmieniają moje spojrzenie na rzeczywistość. Choć na chwilę. Czasem ta chwila wytchnienia jest bardzo potrzebna.
Od 3 dni mam dobry humor. Oczywiście nie cały czas, w końcu to ja. Właśnie - kim jestem? Również to pytanie obudziła we mnie opowieść o Baśce. Odnalazłam w niej część siebie z przeszłości i z teraźniejszości. Nie, ja nie biorę. Chodzi mi o postrzeganie świata. Beznadzieja, brak sensu, słynne "nikt mnie nie rozumie", uciekanie do książek od świata realnego, samotność mimo ludzi wokół, dobrowolne zamykanie się w tym własnym świecie. Ja w połowie wyszłam z tego wszystkiego. Może nawet w większej części. Ilu ludzi nie wychodzi - zatraca się w narkotykach, alkoholu, żyletce? Setki? Miliony? Tysiące? 
Pamiętam samotne wieczory sprzed kilku miesięcy, kiedy siedziałam w kącie pokoju z zeszytem w ręku i pisałam, a w opowiadaniach i wierszach kryły się moje pragnienia. Błaganie o pomoc, akceptację, miłość, przyjaźń... Czułam, że tu nie pasuję, że wszyscy nastolatkowie z mojego otoczenia myślą tylko o alkoholu i papierosach. Unikałam ludzi, bo ich nienawidziłam, ponieważ byłam inna niż oni... W głębi duszy, mimo nienawiści, tęskniłam do nich. Błagałam milcząco o pomoc... Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy to wszystko naprawili i wciąż naprawiają, którzy tak bardzo mi pomagają. Dzięki Bogu, że ich mam.
Ja przed złem świata uciekałam w książki i w naukę. Żadnych wyjść, tylko książki i ja i spacer z mamą, która nierzadko mówiła raniące słowa i płacz, który nieraz trwał po kilka godzin. I jeszcze jedna coś. Kilka osób wie. 
Oto, jak nastolatek z dobrym domem i świetnymi ocenami może umierać od środka. Czemu się tu zwierzam? Pomyślałam, że skoro mi tak pomagają zwierzenia ludzi, którzy czują to samo, może i moje komuś pomogą?
Poznałam przedwczoraj dziewczynę. Ma naprawdę straszne życie. Nie mam uprawnień, by je opisywać. Jej opowieść sprawiła, że teraz bardziej cieszę się drobnostkami. Boję się jednak, że wszystko się wkrótce zakończy. Nie mogę przecież wiecznie być optymistką. Czy jestem uzależniona od smutku? 
"Pamiętnik narkomanki" nauczył mnie wiele. Po pierwsze - pokazał to, czego oczekiwałam od psychologa - że jestem normalna. Od razu zrobiłam się spokojna, gdy przeczytałam, że większość nastolatków ma takie myśli, jak ja. Tyle, że my, wrażliwi, mamy gorzej. Dużo gorzej. 
Często musimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Czyż ja przez to nie przechodziłam? Nie chciałam się z nikim spotykać, bo moi koledzy potrafili rozmawiać tylko o alkoholu, którym się brzydzę. Musiałam przy nich udawać, że interesuje mnie, co mówią, by nie być "dziwną kujonką". Nie piłam z nimi. Ja tylko dusiłam się niemożnością bycia sobą w tym zagmatwanym świecie. Miałam nadzieję, że poznam kogoś takiego, jak ja. Jednak, czy w to wierzyłam? Modliłam się o to...
Gorąco polecam tę książkę, zostawiła we mnie swój ślad. Może i dla was stanie się ważna...
Teraz kilka cytatów, które wyłowiłam, czytając:
"W tym cholernym życiu potrzebna jest miłość. Bez niej jest wieczna pustka, która dusi, zabija, męczy. I wtedy nie można być sobą. Jest się dla siebie zupełnie obcym. Tak zupełnie i bez reszty obcym dla samego siebie."

"Czym jest bezsilność? Do pokoju wpadła ważka o bardzo delikatnych skrzydełkach. Gdybym ją chciała wynieść z pokoju, uszkodziłabym jej coś i zginęłaby. Ale nie przeżyje nocy w mieszkaniu. Czyli nie mogę już nic dla niej zrobić. Mogę tylko skrócić jej cierpienie, zabić ją od razu. Przysiadła w kącie, chyba zrezygnowała z walki o życie. Jestem bezsilna."

" Życie jest nam dane. Mamy żyć dla samego życia. Dla cierpienia. Śmierć ma zakończyć nasze cierpienie, więc dlaczego się jej boimy?"

"Jesteśmy niczym, a ciągle wmawiamy sobie, że jesteśmy kimś."
Ten fragment mnie uderzył. Opisuje dawną mnie, która, niestety, mimo moich protestów, wraca, nie czasem, nie często, po prostu wraca. Zabolała mnie prawdziwość tych słów:
"Boję się śmierci, ale brakuje mi woli życia. Moje życie to ciągłe cierpienie. [...] To cierpienie psychiczne. Nie potrafię pomóc sobie. Ale umiem siebie zabić. Nie wiem, co jest trudniejsze, a może prostsze. Gdzieś tu tkwi błąd, jakaś szalona pomyłka w moim istnieniu. Wydaje mi się, że zawadzam na tym świecie."
To pierwsze i ostatnie 2 zdania, często rozbijają mi się o czaszkę. Dobrze, że teraz myśli milczą na ten temat, jest tylko radość, zapał, chęci, czuję życie w sobie. Jak długo to potrwa? Oby jak najdłużej.
Bardzo się rozpisałam, nie wiem, czy ktoś będzie to czytał, jednak musiałam to zrobić. Czułam w sobie po prostu taką potrzebę. Może po lekturze tej książki zapragnęłam być bardziej sobą - dla wszystkich, otworzyć się częściowo z moją przeszłością, tym, jak ja przeżywałam to wszystko od środka? To, co ludzie dookoła nazywali różnymi imionami - od ambicji do wariactwa, a było tylko samotnością, niedosłyszalnym krzykiem. Każde postępowanie ma swoje przyczyny.
Czy jest jakaś książka, która jest dla was szczególnie ważna?
Pewnie nikt nie odpowie mi na to pytanie, jednak warto próbować :).
Dziękuję ważnym dla mnie ludziom za to, że po prostu są, za to, że żyją, że mówią, oddychają, pomagają mi, gdy czuję się tak beznadziejnie.
Słowa tego nie wyrażą. Trzeba czuć się nikim i ponownie poczuć się szczęśliwym dzięki innym, żeby zrozumieć ten ogrom wdzięczności.
Teraz noszę w sobie ten sens, tę wartość dni, chwil, lat. Oby szybko się to nie skończyło.
Przepraszam za rozpis, ci, którzy maja przeczytać - przeczytają. Idę na spacer.
Miłego wieczoru.



PS. Co za cudowne uczucie - spokój, po tylu tygodniach niepokoju, przejmowania się, stresu. Człowiek docenia brak czegoś rozsadzającego żebra. Taki zwykły brak bólu, brak rozszalałych myśli, tylko spokój, cudowny, zwykły, wyczekiwany. 

 
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz