wtorek, 25 czerwca 2013

tajemnica - rozdział II

Tak jak obiecałam - opowiadanie, ciąg dalszy.
Jedzenie samotnie czekolady nie daje takiej radości.
Ale przynajmniej potęga cukru sprawiła, że już mi wszystko obojętne.

TAJEMNICA - ROZDZIAŁ II
Brak sensu, górujący ponad wszystkim. Przerażający dźwięk mojego własnego oddechu, gdy otworzyłam rano oczy. Śnił mi się koszmar. Tak realny. Namacalny. Zły sen o przeszłości.
Od dawna czułam, że ciotka nie mówi mi prawdy. Właściwie, zaczęłam wątpić w jej szczerość, kiedy pojawiły się sny. Urywki rozmów. Cichy płacz TEJ kobiety. Mojej matki. Ten mężczyzna. Ogień. Płomienie trawiące coś, co było dla mnie najistotniejsze. Najgorsza jednak była ta bezsilność i bierne przyglądanie się biegowi wydarzeń. Śmierć śmiejąca mi się prosto w twarz. Powietrze przesycone dymem i martwotą.
Powolutku, nie chcąc zbudzić ciotki, zwlekłam się z łóżka. Wymknęłam się przez okno. W tym czasie nie ważne było, co mnie czeka, gdy wrócę. Kontrolę nad ciałem przejęły emocje. Po chwili uświadomiłam sobie, że przecież umówiłam się z Mateuszem. Zamierzaliśmy spotkać się w nocy... Miałam wielką nadzieję, że się nie obraził. Nie ufałam nikomu innemu. Ruszyłam pędem przez zawiłe ścieżki, naznaczone naszymi łzami. Bez trudu dotarłam na pamiętną stertę liści. Spał tam. Moją duszą targały wyrzuty sumienia. Nie wiedziałam, czy go budzić. Usiadłam obok. Chyba wyczuł moją obecność, bowiem otworzył oczy. 
- Cześć - powiedział, pozbywając się resztek snu, które utknęły w jego głosie.
- Witaj. Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz, jednak...
- Cii. Wiem, że nie mogłaś - wyszeptał, przykładając palec do ust. Wstał i przeciągnął się jak kot. 
- Która godzina?
- Nie wiem - odparłam szczerze.
- Coś cię gryzie - rzekł po chwili, przyglądając mi się uważnie. 
- Tak. 
- Co?
- Przeszłość.
Zamilkliśmy na chwilę, wsłuchując się w dźwięk swoich oddechów i rytmicznych uderzeń serc. W moich oczach pełno było cierpienia, toteż ostrożnie ujął moją dłoń i patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie, powiedział: 
- Wszyscy mamy sekrety, które nie dają nam spokoju, duszą i niszczą. Boimy się nimi podzielić z innymi, bo sądzimy, że uznają nas za idiotów. Wiem coś o tym. Opowiedz mi o wszystkim. Proszę. 

Spojrzałam niepewnie w kierunku zielonych sylwetek drzew. W końcu, wstrząsana dreszczem nikomu nie zdradzonej tajemnicy, zaczęłam wyrzucać z siebie fragmenty dręczącej mnie przeszłości. 
- Byłam mała, gdy moi rodzice stracili życie. Ciotka wykorzystała to, że niewiele pamiętam, wmawiając mi bajeczkę o wypadku samochodowym. Mój umysł chce chronić mnie przed bólem, jednak odbierając mi przeszłość, przysparza mi go jeszcze więcej. W snach nawiedzają mnie urywki wspomnień - majaczące, zamazane, błagające o odkrycie. Przychodzą i odchodzą. Często budzę się wystraszona, z niemym krzykiem błądzącym po wargach...
- Opowiedz mi wszystko, co pamiętasz. Resztę postaramy się wydedukować, łącząc ze sobą te strzępki w jedną całość. 
- To będzie trudne.
- Trudne, lecz nie niemożliwe.
Ze zdenerwowania, zaczęłam rwać liście na kawałki. Wzięłam głęboki oddech.
- Mama, tata, dziecko w brzuchu. Miłość. Szczęście. Mała ja. Nagle płacz. Koniec. Ogień. Ogień. Ogień... Płomienie pożerające moje życie. Ucieczka. Ciernie. Dziewczynka. Strach. Las. Ból. Koniec. Nowy dzień. Nowy dom. I znów koniec. Ciotka. Krew. Zal. Przemoc. Ogień! - zaczęłam dławić się wypowiadanymi słowami, jak astmatyk łapałam z trudem powietrze. Mateusz objął mnie na tyle mocno, bym mogła czuć się bezpiecznie. Moje ciało trzęsło się pod wpływem targających mną emocji i bólu. 
- Moja mama. 'Kocham cię mamo. Moją siostrzyczkę również. Mogę zobaczyć, jak kopie?' 'Tato, tato, zobacz, zerwałam grzyby na obiad.' To były muchomory, wiesz, on je wyrzucił i pogłaskał mnie po głowie. 'Róża, uciekaj, nie podchodź!' - poczułam, jak pojawiające się w mojej głowie obrazy, zaczęły mnie przytłaczać. Położyłam się na ziemi, uderzałam pięściami w mech. Mateusz próbował mnie uspokoić - bezskutecznie. Skuliłam się, jak mogłam najbardziej. Wtedy przyszło najgorsze wspomnienie. Paskudna, biała twarz, czerwona blizna pod okiem. Żądza mordu czająca się w nieruchomym wzroku.
- On po mnie wróci - wyszeptałam, ledwie poruszając wargami, po czym zemdlałam. 


Co się stało z rodzicami Róży? Ile wie ciotka? Kim jest mężczyzna z blizną? Czy wspomnienia wrócą? 

Tego dowiecie się z kolejnych rozdziałów, gdy tylko je opracuję ;).



Bardzo dziękuję Monice, za to, jak mi pomogła. 
Ogólnie czuję się jakoś tak trochę lepiej. 
Miłego dnia.




Podstawą życia jest  S E N S. 




kolejny zdołowany post

Witam.
Muszę stąd uciec, bo oszaleję, te miliony myśli, zadające ból. Nie wiem co robić, boję się stawiać kroki, bo znów zrobię coś źle, jak zawsze, jak to ja. Dopiero jakąś godzinę temu się obudziłam. 
Rozmowa przez telefon, to nie to samo, co wspólny płacz, chodzenie w deszczu i jedzenie czekolady.
Tak było, teraz tak nie jest. 
Jestem ja, jest mój strach, jest mój ból, jest coś tak bardzo bezsilne, bezradne, zrozpaczone. Dookoła ludzie, którzy nic nie rozumieją, kiedyś tak bliscy, dziś obojętni, a ja krzyczę im w twarz by wrócili, a oni nie chcą, bo znają innych ludzi, lepszych ode mnie. 
I znów gubię sens, to aż tak potworne, chcę krzyczeć, nie mogę, nie mogę płakać, nie mogę zrobić nic. 
Muszę pobiegać, ale bez śniadania nie dam rady dobiec za daleko. 
Miałam nadzieję, że prześpię to wszystko, cały zły czas, ale nie, trzeba wstać i znów pokazać Życiu, jaka jestem słaba, że byle słowa mogą mnie unicestwić, że ludzie przewracają mnie w błoto, podkładając mi nogę.
Jeśli moja przyjaciółka faktycznie nie poświęci mi choć tych 5 minut na spacer, którego tak bardzo potrzebuję, to chyba znów kompletnie stracę wiarę w ludzi. 
Sens wiary w nich? 
I tak wszyscy cię w końcu zawiodą. Jeśli jesteś mną.
Co zrobiłam źle? Lepiej od razu mnie zabijcie, zamiast wykańczać mnie psychicznie. Jesteście i zaraz was nie ma. A ja jestem za naiwna i nadal wierzę. Ciąg dalszy 'Tajemnicy', może po śniadaniu, lub wieczorem (nie ma to jak śniadanie o 12:28). Dziękuję za pół roku z przyjaciółmi, kolegami i Nim. Żyłam nimi w pełni, bo wiedziałam, że wszystko się skończy. Dlatego chodziłam spać tak późno, dlatego cieszyłam się z głupot. Bo czułam. 'To jest samospełniająca się przepowiednia, z punktu widzenia psychologii hahaha' - nie, pani psycholog, to życie. Chyba psychologia nie ma o nim pojęcia.
Tylko czemu wszyscy naraz? 
Przepraszam za to, że musiałam stanąć na waszej drodze. 
Chyba zamknę się w domu i już z niego nie wyjdę, bo ja tylko wszystko komplikuję...




Bonson - Ich już nie ma

LEPIEJ CIERPIEĆ TERAZ, ZNÓW PO PÓŁ ROKU, NIŻ CIERPIEĆ BEZ PRZERWY. 
TAK DŁUGO BYĆ SZCZĘŚLIWYM...
MOŻE ŻYCIE JEDNAK AŻ TAK BARDZO MNIE NIE NIENAWIDZI?

Czy ktoś z was też przez to wszystko przechodził? 


poniedziałek, 24 czerwca 2013

bliżej nieokreślony wiersz

Przepraszam, po prostu te uczucia posłużyły mi do wiersza, nie mam zamiaru z nikogo robić potwora, bo podkreślam ponownie JEŚLI KTOŚ TU JEST WINNY, TO JA.


POŻEGNANIE
Wyrywam się z objęć mroku
szlochając i krzycząc,
błagając o litość.
Wyrywam się z twego serca
niechętnie,
nieznośnie,
nieznacznie.
Nie mogę!
Upadłam.
Leżę na ziemi i patrzę
ku górze i widzę
NIC.
Słowo znane tak dobrze.
Ból chce bym umarła
żyjąc, tracąc oddech,
odbiera mi go wciąż
i wchłania życie z żeber.
Myślicie, że udaję?
Mylicie się.
Znów wrzeszczę 
i uciekam,
potykam się o bezdech, o śmierć za życia, problem
za problemem goniący inną troskę.
Nie żyję już, wiesz?
Więc odejdź! 
Proszę bardzo, droga wolna, nie będę
płakać już,
nic mówić.
Tylko kartkę zapiszę słów milionem.
Idź.
Bądź szczęśliwy
beze mnie.
To boli.
Bezsilności motyl wylatujący
przez usta.
Będzie ktoś inny?
Może.
Lecz
tęsknota pozostanie.
Już zawsze.
Co ja piszę!
Biorę w dłoń kartkę z wierszem - rwę ją na strzępki,
depczę.
Tyle już przeszłam a nadal...
Ta słabość.
Dusza zbolała gdzieś w głębi mnie ukryta
wyrywa się z wnętrza i krzyczy tylko jeszcze:
Dziękuję.
Po czym umiera.
Opada pod nogi.
Żałosna. 
Znów jestem tylko skorupą
bez duszy i życia
zatraconą na granicy egzystencji 
i bólu. 

Moje życie obrało dziwną taktykę...

Najpierw pół roku depresji, teraz pół roku nie-depresji, które właśnie dobiega końca. Znów wszyscy naraz mnie opuszczają. Nie mam im tego za złe, jestem, jaka jestem. Czy ja w ogóle zasługuję na szczęście? Od niedzieli miałam złe przeczucie. Dziś obudziłam się o 5:00 z ogromnym bólem psychosomatycznym w klatce piersiowej, czegoś tak okropnego nie czułam nigdy. Wiedziałam, że przyjaciele mnie opuszczą, ale że On, tego się nie spodziewałam. I ta pieprzona bezsilność. Tak bym chciała to wszystko ratować, a nie mogę, jestem w stanie tylko stać i patrzeć, jak wszystko się sypie. Najważniejsze, że mogłam mieć te pół roku szczęścia, najistotniejsze są te wszystkie cudowne chwile.
Tylko boję się, że TO wróci. To było pół roku bez autoagresji. Teraz już nie będę miała motywacji, by tego nie robić. W sumie, to lepiej dla tych, którzy mnie zostawiają, znów zacznę spadać, nie chcę, żeby na to patrzyli. Nie będę dziś spać. Nie mam ochoty iść jutro na ognisko. Nie mam ochoty w ogóle nigdzie iść. Jest mi tak źle, że nie mogę nawet płakać, to tak boli, jakby coś dosłownie miażdżyło mi klatkę piersiową.
Nie przejęłam się aż tak bardzo tym, że najlepsza przyjaciółka już nie ma dla mnie czasu, bo był On.
A teraz nie będzie już nikogo.
Ale cieszę się, że w ogóle dane mi było przeżyć tyle cudownych chwil.
Oddałabym duszę za to, by to się nie kończyło.
Oddałabym część życia...
Ale takie rzeczy możliwe są tylko w filmach.
Dobrze, że mam chociaż co czytać, zatopię się w narkomańskim świecie dworca Zoo, zapominając o teraźniejszości.
Co powinnam zrobić? Na nikim mi tak nie zależy.
Wszystko jest tak cholernie trudne.
Najchętniej wyszłabym teraz z kimś na spacer. O 1:09. Pomyślała spokojnie.
Najpierw marzenia powoli jedno po drugim się spełniały, a teraz kruszą się jak skała.
Ta bezsilność.
Ta miłość, która rozsadza mi serce.
Ja NIE CHCĘ NIKOGO INNEGO.
I to wszystko tak nagle, tak... Czy ja zrobiłam coś złego? Nie chcę przyjaciół, chcę Jego.
Ale nic nie mogę zrobić, mogę tylko patrzeć, jak wszystko się pieprzy.
ZNÓW   TO     SAMO  ...
Tak bym chciała być w stanie dać szczęście. Jemu. Być. Razem. Bo wszystko miało sens. Teraz już nie będzie miało. Znów będą tylko książki, płacz, Pani Ż, nic, jedno wielkie N I C.
'Nastolatki wyolbrzymiają swoje problemy'. Tak, oczywiście. Jasne.
Nie ma to jak użalanie się nad sobą. Żałosne, wiem. Po prostu może ktoś ma taką samą sytuację...
Jutro wstawię ciąg dalszy opowiadania. O ile w ogóle jutro będę funkcjonować.
Bóg tak wiele mi pomógł, a teraz znów musi wystawić mnie na próbę?
Ja jestem za wrażliwa, za sentymentalna, za bardzo się przywiązuję, zbyt mocno zakochuję, za bardzo cierpię i ogólnie za mocno odczuwam te wszystkie emocje...
Trzeba wziąć się w garść. Tym razem będę udawać, że wszystko jest w porządku.
To wszystko jest za trudne...
Piosenki na dziś:

Słoń - Szczerze, Tałi - wesoły wiersz, happysad - na ślinę...

Muszę napisać jakiś wiersz i wylać z siebie te emocje.
Tak bardzo chciałabym cię przytulić... 'Nie jest dobrze i nie będzie dobrze już raczej. Co z tego? Kogo to obchodzi, że płaczę? Co z tego? Nie ma szczęścia, jest tylko zamęt [...]'

A więc, sama się o to prosiłam, gdyby nie ja, to już dawno wszystko by się skończyło. Tak, że cieszę się, że trwało tak długo.
Chciałabym się cofać w czasie i przeżywać wszystko od początku i od początku...

Żyć mi się nie chce. Po prostu nie chce. Zmęczona jestem już wszystkim.

Przepraszam za te żale, mogę wszystko szczerze napisać tylko tu.

Dziękuję, tak wiele się nauczyłam przez ten czas...

W ogóle co ja piszę, czuję się, jakbym żegnała się przed śmiercią.

Nic już nie ma sensu.

Aż by się chciało... Jak w tych wszystkich książkach... Nieważne.
I znów jeden wielki bezsens, mam ochotę roztrzaskać się o ścianę.
B E Z S E N S.

DZIEŃ DOBRY, TĘSKNIŁAŚ KOCHANIE, TO JA, TWOJA JEDYNA PRAWDZIWA PRZYJACIÓŁKA, DEPRESJA. ZAWSZE JUŻ BĘDĘ PRZY TOBIE I NIE POZWOLĘ CI ODDYCHAĆ, BO UWIELBIAM PATRZEĆ JAK UMIERASZ POWOLI I W CIERPIENIU. 

Gdyby to był tylko zły sen...

Dobranoc. 





środa, 19 czerwca 2013

opowiadanie 'Tajemnica' część I, zagmatwane przemyślenia

Witam.
Wróciły. Moje sny wróciły. Tęskniłam za nimi. 
Moje życie ostatnio próbuje mi udowodnić, że nie wiem, co dla mnie dobre. Ma całkowitą rację. Dzięki temu przynajmniej jestem szczęśliwa. Nie wciąż ale częściej. Przez większość czasu. Dzięki ludziom. Dzięki... sobie? 
Denerwuje mnie inwentaryzacja w bibliotece., Muszę czytać książkę, która doprowadza mnie do szału. Jeśli nie będę nic czytać, to zwariuję, a sekta ludzi gwałcących małe dziewczynki raczej mnie irytuje, niż zaciekawia :). 
Dlatego postanowiłam po raz kolejny przeczytać 'Małego księcia'. Któregoś dnia dodam najlepsze, moim zdaniem cytaty. 
Dziś nie opublikuję dalszej części 'Chcę cię dotknąć'. Jeśli będzie komuś zależało i napisze o tym w komentarzu - dodam. W chwili obecnej jednak, nie chce mi się przepisywać tak 'rozmiłościowanego' tekstu. 
Pragnę jeszcze wspomnieć, że ludzie mają ciekawą tendencję do zapewniania, co by zrobili w pewnych sprawach, póki to ich nie dotyczy. Gdy jednak następująca sytuacja faktycznie ma miejsce - postępują zupełnie odwrotnie. Przywiązywanie się do innych chyba jest wadą. Później tęsknisz, podczas gdy oni nawet o tobie nie myślą. I nie chodzi tu o nastolatkę, z którą zerwał chłopak. To sprawa ważniejsza. 
Mimo wszystko, jestem autentycznie zadowolona i nawet nie wiem, co jest tego powodem. Interesujące... 
Ludzie są dziwni - odchodzą, wracają, pojawiają się nowi, tylko nieliczni są z tobą przez dłuższy czas. A ty musisz biernie się na wszystko zgadzać - bo co masz zrobić? 
Chyba w życiu chodzi o to, by być sobie nawzajem potrzebnym. Kiedy jednak jakaś osoba znajdzie inną, która może zająć twoje miejsce, pojawia się problem. 
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - dzięki tej sytuacji polepszyły się moje kontakty z pewnymi ludźmi. Jak widać, jestem szczęśliwa, często się śmieję, zatem to wszystko nie jest aż takie złe. 
Tylko... czasem ogarnia mnie melancholia, gdy pomyślę o tym, że ta osoba była przy mnie zawsze. Nawet, gdy na wszystkich krzyczałam, gdy płakałam, zazwyczaj wysłuchiwała moich żali. Gdy zabraknie kogoś, kogo widzisz codziennie, czujesz się momentami... dziwnie. Przede wszystkim ciesze się, że ta osoba jest teraz naprawdę szczęśliwa. 
Ale się rozpisałam z moimi przemyśleniami. Czas teraz na jakiś tekst. 
Jeszcze nie skończyłam tego opowiadania, dziś napiszę tylko tyle, ile dam radę. 

TAJEMNICA
Musiałam wrócić do domu. Nastał już mrok. Dookoła słychać było szum drzew, śpiew nocy. Szmery. Powoli posuwałam się przez mroczną gęstwinę lasu. Nagle, usłyszałam jakby trzask. Rozejrzałam się dookoła i złapałam za serce. Biło tak mocno. Moje serce uwięzione w klatce, niczym słowik. Musiałam wrócić do domu, a raczej do budynku, w którym mieszkałam. Stałam jednak, sparaliżowana strachem, niepokojem i tysiącem innych emocji, rozlewających się w mojej duszy. Kolejny dźwięk. Skuliłam się na stercie liści, które całowały moje nagi stopy. Znów czułam się małą dziewczynką. Dobrze pamiętałam chwile, gdy musiałam chować się tu przed ciotką. Liście przesiąknięte łzami, były moim jedynym schronieniem. Leśniczy natomiast, jedynym przyjacielem. Niestety już nie żył. Byłam tu całkiem sama. Zamknęłam powieki, czekając na rozwój wydarzeń. Nic się jednak nie stało. Z nogami gotowymi do skoku czekałam. Wtedy zza drzewa wyłonił się chłopak. Rozhisteryzowana, z sercem rzucanym z brutalną siłą o mostek, podbiegłam do niego, objęłam go i głośno zapłakałam. Nieznajomy zaczął gładzić moje włosy, nic nie mówiąc. Nie miał nic przeciwko temu, że moczyłam mu bluzę opowieścią złożoną jedynie ze słonej wody. Mój oddech przestał mnie dławić, w końcu zamilkłam. Przytulałam się do jego mięciutkiej bluzy jeszcze przez chwilę. Potem odsunęłam się gwałtownie i objęłam go wzrokiem. Wyglądał na spokojnego. Miał brązowe, potargane włosy i czekoladowe oczy. Bez wątpienia był pierwszą osobą, do której tak szybko nabrałam zaufania i przy której czułam się bezpiecznie. 
- Przepraszam - wyszeptałam i zawstydzona wbiłam wzrok w ziemię. 
- Nie masz za co przepraszać. Może pójdziemy do mnie i wszystko mi opowiesz? 
- Już późno...
- Nie możesz dusić tego w sobie. Widzę, że jesteś roztrzęsiona. Ktoś coś ci zrobił? 
"Zrobi, jeśli zaraz nie wrócę do domu " - pomyślałam. Moje usta jednak, same sobą rządziły. 
- Tak - powiedziałam tak cicho, że sama ledwie siebie słyszałam. 
- Opowiedz mi o tym, proszę. To zostanie między nami. 
- Zacząć od początku? 
- Od samiuśkiego.
Przysiadłam na stercie liści i spojrzałam mu w oczy. Faktycznie, musiałam w końcu to komuś powiedzieć. 
- Moi rodzice wraz z nienarodzoną siostrzyczką zginęli w wypadku samochodowym. Ja akurat wtedy byłam u koleżanki. Po ich śmierci trafiłam tu, do tej zapomnianej przez Boga wioski. Moja ciotka zobowiązała się mnie wychowywać. Nie robiła tego jednak zbyt troskliwie - to mówiąc, podwinęłam koszulkę i pokazałam mu moje blizny na brzuchu. 
- Przypalała cię papierosem?!
- Ba, przypalała, biła paskiem po twarzy, kopała... Do wyboru, do koloru! Między innymi za to, że chciałam wyjść na dwór, spotkać się z koleżankami. Nie robiła tego ciągle, jak w niektórych rodzinach, ale to jednak prowadzi dziecko do pewnego załamania psychicznego, nie sądzisz? 
- Dziś znów cię biła?
- Rano uderzyła mnie w żołądek, a gdy zwymiotowałam, kazała mi to wycierać własnymi ubraniami. Uciekłam z domu. Byłam u koleżanki, a teraz właśnie wracałam. To moja jedyna koleżanka. Nikt nie lubi smutnych ludzi. Ona jeszcze nic nie wie o ciotce i moich problemach...
- Czemu się nie wyprowadzisz?
- Zabraliby mnie do domu dziecka. Poza tym, ciotka jest dziwna - raz jest miła, innym razem bije mnie do nieprzytomności. Ona chyba jest chora psychicznie. 
- Gdyby dostała leki, zachowywałaby się normalnie. 
- Sam jej to powiedz. Znów będzie się nade mną znęcać.
Objęłam kolana rękami i zapytałam, czy ma jakieś problemy. 
- Moje problemy są niczym w porównaniu z twoimi. Wiesz, skąd się tu wziąłem?
Zaprzeczyłam. Wskazał ręką liście, na których siedziałam. 
- Te liście wchłonęły nie tylko twoje, lecz i moje łzy. Moja młodsza siostrzyczka jest chora. Nie mamy pieniędzy na operację. Ludzie chętniej wspierają maluchy widziane w telewizji, lub mające trzy ręce, dwie głowy, coś fascynującego. Jej nikt nie chce pomóc. A jest jeszcze taka malutka, taka kochana... - chłopak przysłonił oczy pięściami i zaczął bezgłośnie łkać. Po raz pierwszy widziałam płaczącego chłopaka. Wstałam i ponownie go przytuliłam. 
- Razem damy sobie radę - powiedziałam z pasją. Gdy młodzieniec przestał płakać, powiedział:
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Mam na imię Mateusz i niewątpliwie jestem beksą.
- Ja jestem... Róża - wstałam i otrzepałam się z okruchów samotności. 
- Spotkamy się jeszcze? - zapytał z nadzieją.
- W tym samym miejscu. W nocy. Gdy ciotka zaśnie. 
- Będę czekał. 
Uśmiechnął się tak cudownie, że jedynie ten obraz chciałam zachować w swoim połatanym, czarnym sercu. Powoli oddaliliśmy się, każdy w swoją stronę, w gąszcz niepewności i zmartwień. 

W całym domu pachniała żywicą. Ostrożnie otworzyłam drzwi, jednak ich skrzypienie mnie zdradziło. 
-Gdzieś ty się włóczyła?!
- Ja...
Jak łatwo można się domyślić, było to pytanie czysto retoryczne. Niespodziewanie oberwałam w twarz, a z moich ust popłynęła ciepła, lepka krew. Gdy weszłam do swojego pokoju, zaczęłam krzyczeć w poduszkę, jak bardzo nienawidzę tej kobiety i jak bardzo pragnę, żeby ktoś inny mnie wychowywał. Nawet zwierzę zrobiłoby to lepiej, niż ten tyran. Wycieńczona, po chwili zasnęłam. Nawet się nie wykąpałam, nie odmówiłam wieczornej modlitwy... 





Mam już pomysł na dalszą część tego opowiadania. Połączę je z innym, które pisałam jakoś rok temu, może nawet z dwoma. Ile to mi zajmie czasu - nie wiem. Mam nadzieję, że warto czekać na ciąg dalszy :). 
Może nikt mnie nie bije, ale gdy to czytam, widzę siebie. Chory brat, te emocje, moja dawna samotność, to kluczowe zdanie 'nikt nie lubi smutnych ludzi', oraz 'mam tylko jedną koleżankę', pragnienie zrozumienia, ciepła, poznania kogoś, kto nie będzie pusty. Napisałam to we wrześniu, może październiku, a może w sierpniu. Jak dobrze, że moje życie się naprawiło.
Dziękuję tym, którzy to czytają. 
W życiu najważniejsza jest samorealizacja. Tak sądzę.

                                                                Dobranoc



sobota, 15 czerwca 2013

opowiadanie 'Chcę cię dotknąć', część I

Ostatnio rzadziej tu piszę, wiem, ale niedługo wakacje, więc się poprawię. Dziś - najpierw przeogromny smutek, wręcz rozpacz, a obecnie trudne do sprecyzowania uczucie. Trochę się boję. Bardzo tęsknię. I nie wiem, co robić, bo wszystko wydaje mi się jakieś dziwne. Zatem czas, bym w końcu napisała tu tamto opowiadanie (jako ciekawostkę dodam, że w oryginale chłopak ma inne imię). Część pierwsza:


CHCĘ CIĘ DOTKNĄĆ

Pokój pogrążony w ciemnościach. Rytmiczne bicie ludzkiego serca. Niezmącona cisza, która musiała zostać przerwana.
- Tomek... Tomek, słyszysz mnie? - zapytała, próbując go dotknąć.
- Słyszę... Czemu..? Nie, to niemożliwe! Ty... Nie żyjesz? - zapytał cicho. Otaczała ich noc. Wskazówka zegara ściennego nieubłaganie zbliżała się do północy. Nie wiedziała, jak ma mu wszystko wyjaśnić. 
- Nie mam pewności co do tego. Miałam wypadek. Potrącił mnie samochód. Ten mężczyzna... - zamilkła na chwilę, jakby próbując zebrać myśli. - Powiedział, że nie odnajdą mojego ciała. Jestem niewidzialna. Tylko w ten sposób mógł mnie ocalić. Stoję teraz gdzieś na granicy, nad przepaścią łączącą życie i śmierć. Jaki jest jednak sens? Sens... - powiedziała płaczliwym tonem, po czym po jej twarzy potoczyły się łzy. Dostrzegła ból w jego oczach. Doskonale wiedziała, jak przejmował się jej uczuciami, zwłaszcza smutkiem. Chciała ukryć swoje cierpienie, lecz nie potrafiła. Chłopak natomiast, czuł się winny, bo nie mógł jej przytulić. Wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowała. 
- Przepraszam. Tak bardzo chciałbym ci pomóc...
- Nie masz za co przepraszać. Wystarczy mi, że jesteś, że mogę cię słyszeć i widzieć. Jeśli chcesz, mogę odejść, pragnęłam tylko... chociaż się pożegnać. 
- Zostań. Proszę - powiedział, patrząc w pustkę. Po chwili dodał z uśmiechem:
- Czuję się jak szaleniec. Mówię w pustą przestrzeń. 
- Ja też nie mam się najlepiej. Nie mogę nawet niczego dotknąć, utrzymać w dłoni choćby piórka. Nie wyobrażasz sobie nawet jak... jakie to wszystko dziwne i niezrozumiałe. 
- Usiądź.
- Dobrze.
Zaczął nerwowo przeczesywać palcami powietrze koło siebie. 
- Dlaczego? - zapytał zrezygnowany.
- Nie wiem. Mam istny mętlik w głowie. Miliard myśli rozbijających się o czaszkę. 
- I co teraz?
- Mi wystarczy twój głos i obraz, który będę widzieć codziennie. Ale ja... Chyba powinieneś zapomnieć, nie chcę, żebyś cierpiał. 
- Nie potrafię zapomnieć.
- W takim razie, musimy tak żyć. Myślisz, że nam się uda? 
- Tak sądzę. 
- Przesuń się trochę, muszę się położyć - powiedziała cicho.
- Dobrze... W sumie, to trochę się boję. 
- Czego?
- Przecież skoro jesteś niewidzialna, to możesz cały czas mnie obserwować. Nawet wtedy, gdy nie będę się tego spodziewał. Pomyślisz sobie, że jestem idiotą i mnie zostawisz. 
- Nie pomyślę. Dziękuję, że nie opuściłeś mnie teraz, gdy najbardziej cię potrzebuję - szepnęła ziewając. 
- Nie wiem za co dziękujesz. Zawsze będziesz dla mnie ważna - odrzekł, ledwie poruszając wargami, jakby sam do siebie. 
- Dobranoc.
- Dobranoc - odparł, patrząc na puste łóżko, w miejsce, gdzie leżała niewidzialna dziewczyna. Dziewczyna, z którą tak bardzo chciał być. Teraz musiał mu wystarczyć jej głos i obraz przywoływany w wyobraźni. 
- Nie jest ci zimno?
- Nie odczuwam ciała. Nigdy nie jest mi ani ciepło, ani zimno. Pozostały mi tylko emocje. 
Dziewczyna zamknęła oczy i zasnęła, śniąc o autentycznym byciu z chłopakiem. O sobie - prawdziwej, posiadającej ciało. O ich wspólnym szczęściu. 

Minęło sporo czasu. Jak każdą parę, spotykały ich dobre i złe chwile, jednak zawsze udawało im się pokonać wszelkie przeciwności. Wszystkie, prócz najistotniejszej. Niewidzialności. 
Któregoś razu, dziewczyna obudziła się w środku nocy. Dostrzegła, że chłopak patrzy na nią niewidzącym wzrokiem, z bólem zaszytym w czarnych źrenicach. 
- Tęsknię. Tak bym chciał znów cię zobaczyć, móc cię dotknąć. Tak cholernie chciałbym dać ci szczęście. Tymczasem, nawet nie wiem, jak się czujesz. Śpisz teraz koło mnie, a ja nawet nie mogę okryć cię kocem, po prostu popatrzeć, jak się wiercisz, dotknąć twojej dłoni, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Większość ludzi uznałaby, że to nie ma sensu. Ja tak nie umiem. Nie wiem. Sam nie wiem czemu. 
Myślał, że jego ukochana śpi. Nie miał pojęcia, jak bardzo się pomylił. Wstała powoli i udała się do łazienki. Płakała. Cichutko. Tak, aby nie był w stanie jej usłyszeć. Płakała, wylewając z siebie cały ból, żal, poczucie niesprawiedliwości. 
- Chcę cię dotknąć - wyszeptała, patrząc w sufit wzrokiem pełnym niewiedzy. - Chcę, żeby to wszystko nadal trwało, żeby się nie popsuło... Jesteś dla mnie taki ważny. Najważniejszy. Jestem nikim! Nie widać nawet moich łez. Tak, masz rację, większość ludzi nie widziałaby już sensu. Dla mnie jednak to wszystko ma jakąś wartość, póki cię słyszę, póki mogę cię zobaczyć. Dla mnie ma sens, dopóki mam duszę! Bo chyba to jest najważniejsze. Jedność dusz. To właśnie miłość. Ciało, to tylko przedmiot. 
Pochyliła głowę. Klęczała na zimnej posadzce, nie czując jej chłodu. 
- Tak bardzo bym chciała.. Sama nie wiem. 
Wstała i wróciła do łóżka. chłopak już spał. 
- Nie chcę, żebyś się martwił. Chyba cię kocham - wyszeptała, wiedząc, że nie słyszy.
Następnego dnia, jak co dzień szła z nim do szkoły (były to najtrudniejsze chwile, bowiem nie mogli się do siebie odzywać).Nagle, dziewczyna coś poczuła. Poczuła dotyk! Ktoś ciągnął ją za ramię. Poddała się dziwnej sile i z jej pomocą znalazła się parę metrów dalej.
- Kim jesteś? Jak..? - zapytała zaskoczona.
- Ciii. Mam dla ciebie propozycję. 
- Jaką?
- Ciii. Pozwól mi powiedzieć! Sama widzisz, że to wszystko nie ma już sensu...
- Nieprawda! Zależy nam na sobie, poza tym, to dusza jest najważniejsza! 
- Masz rację, ale... Popatrz. On tęskni. Cierpi. Marzy o tym, by móc cię dotknąć, przekonać się, że nie zwariował. O tym, by być z tobą naprawdę, choć przez chwilę.
- Co powinnam zrobić? - zapytała zbolałym głosem.
- Możesz stać się znów normalną dziewczyną z ciałem...
- Naprawdę?! Jak?! 
- Pozwól mi skończyć! Możesz stać się nią na jeden, jedyny dzień. Jest tylko jedno 'ale'.
Spojrzała na niego wyczekująco, czując, jak w jej sercu rodzi się nadzieja.
- Następnego dnia umrzesz.



Ciąg dalszy nastąpi...

Miłych, szczęśliwych i spełniających marzenia snów...



czwartek, 13 czerwca 2013

opowiadanie 'Chcę cię dotknąć' - bardzo krótki prolog

Witam.
W chwili obecnej nie mogę znaleźć kartek z tym opowiadaniem, pamiętam jednak, o co mniej więcej chodzi, toteż postanowiłam jak na razie napisać wam krótki wstęp. Bardzo krótki.

- Jestem tu.
- Nie widzę cię. To tylko moja wyobraźnia. Wariuję.
- Jestem tu - powtórzyła z rozpaczą - jestem! Musisz mi zaufać. Ja... Niewidzialna....
- Jesteś duchem?
- Tak jakby.
- Co ci się stało? Dlaczego...
- Trwam na granicy między życiem, a śmiercią. W ten sposób próbowano mnie ratować. Dzięki temu istnieję. Jednak, jaki pożytek z tego, że żyję, skoro nie możesz mnie zobaczyć, dotknąć, poczuć, że jestem? To boli - powiedziała, po czym zaczęła cicho łkać. Nie mógł jej przytulić, choć tak bardzo chciał...

Postaram się dziś dodać początkową część, o ile mama zaraz nie każe mi iść do sadu. 
Miłego dnia. 

środa, 12 czerwca 2013

krótki wiersz

Witam.
Nie było mnie tu od kilku dni. W ramach rekompensaty, dziś tylko wiersz.
Od tych paru dni jestem szczęśliwa.
Boję się jednak pewnego wydarzenia.
Już późno, a ja mam jeszcze tyle do zrobienia... Zatem zapraszam do przeczytania. 

***
Krwawy szept
ledwie słyszalny pośród
muzyki naszych cichych oddechów.
Twój uśmiech
przeświecający przez ścianę łez,
prawdziwe emocje 
kryjące się za szkłem.
Milczenie.
Narastające napięcie.
Niewiedza.
Wyciągam rękę z nadzieją,
że ujmiesz ją delikatnie,
jak kiedyś.
Nie.
Ty podziwiasz deszcz
sączący się z naszych serc
na ziemię,
wciąż żywy.
Ból i niepewność
kierujące naszymi umysłami.
Zdolne wyryć w duszy pytanie 
o sens życia
i śmierci,
niezdolne udzielić odpowiedzi. 
Kieruję ku tobie 
rozszerzone źrenice,
przepełnione czarną melancholią usta
szepcą z wahaniem prawdę:
'Jedno wiem na pewno.
Chyba cię kocham...'


Wstawię coś lepszego, gdy będę mieć chwilę czasu. Może nawet jakieś opowiadanie. Dziś już niestety nie dam rady. To był dobry dzień, każdemu czasem przyda się trochę wygłupów.


Dobranoc

sobota, 8 czerwca 2013

Długa notka - książki, "Pamiętnik narkomanki" i życie. Moje życie.

Witam.
Dziś przeczytałam książkę, która mnie poruszyła. Uznałam, że muszę się tym z wami podzielić.
Tym razem nie będzie mojego opowiadania. Przynajmniej nie częściowo zmyślonego. Będzie samo życie - ta prawdziwa książka i może co nieco o mnie. Niekoniecznie, ale może. 
Zacznę od ogólnego stwierdzenia na temat książek. Często te krótkie, z nieciekawą okładką, okazują się dla nas najważniejsze, są w duszy przez całe życie, sprawiają, że jakaś martwa część nas ożywa. Tak było z "Małym księciem", "Oskarem i Panią Różą", z "Cieniem Wiatru" (ta akurat pozycja jest gruba, ale szybko się czyta), tak jest i teraz z "Pamiętnikiem Narkomanki" Barbary Rosik. Są to utwory zazwyczaj przeczytane w jeden dzień, wciągające nas w swój świat i niepozwalające się oderwać. Jeszcze jakiś czas, w przypadku tych dzieł, nieraz całe życie - snujemy refleksje na ich temat, porównujemy je za swoją egzystencją, wracamy do nich myślami. Tak przynajmniej jest w moim przypadku. Książka, która wprowadza mnie w taki stan, w pewien sposób staje się częścią mnie. Marzę o tym, by coś takiego osiągnąć - by książki, które może uda mi się kiedyś wydawać, miały taki wpływ na ludzi. Choć na kilku. By nie były puste i dla pustych - jak większość tego, co teraz dostępne w księgarniach. Większość, nie wszystko. Po prostu teraz każdy może wydać książkę, pewnie dlatego coraz więcej ludzi zniechęca już na starcie swojej przygody z czytaniem. Nie są w stanie odnaleźć w tych utworach przyjaciół, innych ludzi, którzy je napisali, siebie samych. 
Uwielbiam być w takim refleksyjnym nastroju, to mnie uskrzydla, nadaje sens życiu. Bardzo lubię, gdy coś, lub ktoś zmusi mnie do myślenia. Czasem, gdy ktoś coś powie, lub napisze, wraca wiara w to wszystko - wiara w ludzi, wiara w  ż y c i e. 
Ostatnio coś popycha mnie ku chęci życia, stawiając na mojej drodze ludzi, opowiadania, książki, które zmieniają moje spojrzenie na rzeczywistość. Choć na chwilę. Czasem ta chwila wytchnienia jest bardzo potrzebna.
Od 3 dni mam dobry humor. Oczywiście nie cały czas, w końcu to ja. Właśnie - kim jestem? Również to pytanie obudziła we mnie opowieść o Baśce. Odnalazłam w niej część siebie z przeszłości i z teraźniejszości. Nie, ja nie biorę. Chodzi mi o postrzeganie świata. Beznadzieja, brak sensu, słynne "nikt mnie nie rozumie", uciekanie do książek od świata realnego, samotność mimo ludzi wokół, dobrowolne zamykanie się w tym własnym świecie. Ja w połowie wyszłam z tego wszystkiego. Może nawet w większej części. Ilu ludzi nie wychodzi - zatraca się w narkotykach, alkoholu, żyletce? Setki? Miliony? Tysiące? 
Pamiętam samotne wieczory sprzed kilku miesięcy, kiedy siedziałam w kącie pokoju z zeszytem w ręku i pisałam, a w opowiadaniach i wierszach kryły się moje pragnienia. Błaganie o pomoc, akceptację, miłość, przyjaźń... Czułam, że tu nie pasuję, że wszyscy nastolatkowie z mojego otoczenia myślą tylko o alkoholu i papierosach. Unikałam ludzi, bo ich nienawidziłam, ponieważ byłam inna niż oni... W głębi duszy, mimo nienawiści, tęskniłam do nich. Błagałam milcząco o pomoc... Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy to wszystko naprawili i wciąż naprawiają, którzy tak bardzo mi pomagają. Dzięki Bogu, że ich mam.
Ja przed złem świata uciekałam w książki i w naukę. Żadnych wyjść, tylko książki i ja i spacer z mamą, która nierzadko mówiła raniące słowa i płacz, który nieraz trwał po kilka godzin. I jeszcze jedna coś. Kilka osób wie. 
Oto, jak nastolatek z dobrym domem i świetnymi ocenami może umierać od środka. Czemu się tu zwierzam? Pomyślałam, że skoro mi tak pomagają zwierzenia ludzi, którzy czują to samo, może i moje komuś pomogą?
Poznałam przedwczoraj dziewczynę. Ma naprawdę straszne życie. Nie mam uprawnień, by je opisywać. Jej opowieść sprawiła, że teraz bardziej cieszę się drobnostkami. Boję się jednak, że wszystko się wkrótce zakończy. Nie mogę przecież wiecznie być optymistką. Czy jestem uzależniona od smutku? 
"Pamiętnik narkomanki" nauczył mnie wiele. Po pierwsze - pokazał to, czego oczekiwałam od psychologa - że jestem normalna. Od razu zrobiłam się spokojna, gdy przeczytałam, że większość nastolatków ma takie myśli, jak ja. Tyle, że my, wrażliwi, mamy gorzej. Dużo gorzej. 
Często musimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Czyż ja przez to nie przechodziłam? Nie chciałam się z nikim spotykać, bo moi koledzy potrafili rozmawiać tylko o alkoholu, którym się brzydzę. Musiałam przy nich udawać, że interesuje mnie, co mówią, by nie być "dziwną kujonką". Nie piłam z nimi. Ja tylko dusiłam się niemożnością bycia sobą w tym zagmatwanym świecie. Miałam nadzieję, że poznam kogoś takiego, jak ja. Jednak, czy w to wierzyłam? Modliłam się o to...
Gorąco polecam tę książkę, zostawiła we mnie swój ślad. Może i dla was stanie się ważna...
Teraz kilka cytatów, które wyłowiłam, czytając:
"W tym cholernym życiu potrzebna jest miłość. Bez niej jest wieczna pustka, która dusi, zabija, męczy. I wtedy nie można być sobą. Jest się dla siebie zupełnie obcym. Tak zupełnie i bez reszty obcym dla samego siebie."

"Czym jest bezsilność? Do pokoju wpadła ważka o bardzo delikatnych skrzydełkach. Gdybym ją chciała wynieść z pokoju, uszkodziłabym jej coś i zginęłaby. Ale nie przeżyje nocy w mieszkaniu. Czyli nie mogę już nic dla niej zrobić. Mogę tylko skrócić jej cierpienie, zabić ją od razu. Przysiadła w kącie, chyba zrezygnowała z walki o życie. Jestem bezsilna."

" Życie jest nam dane. Mamy żyć dla samego życia. Dla cierpienia. Śmierć ma zakończyć nasze cierpienie, więc dlaczego się jej boimy?"

"Jesteśmy niczym, a ciągle wmawiamy sobie, że jesteśmy kimś."
Ten fragment mnie uderzył. Opisuje dawną mnie, która, niestety, mimo moich protestów, wraca, nie czasem, nie często, po prostu wraca. Zabolała mnie prawdziwość tych słów:
"Boję się śmierci, ale brakuje mi woli życia. Moje życie to ciągłe cierpienie. [...] To cierpienie psychiczne. Nie potrafię pomóc sobie. Ale umiem siebie zabić. Nie wiem, co jest trudniejsze, a może prostsze. Gdzieś tu tkwi błąd, jakaś szalona pomyłka w moim istnieniu. Wydaje mi się, że zawadzam na tym świecie."
To pierwsze i ostatnie 2 zdania, często rozbijają mi się o czaszkę. Dobrze, że teraz myśli milczą na ten temat, jest tylko radość, zapał, chęci, czuję życie w sobie. Jak długo to potrwa? Oby jak najdłużej.
Bardzo się rozpisałam, nie wiem, czy ktoś będzie to czytał, jednak musiałam to zrobić. Czułam w sobie po prostu taką potrzebę. Może po lekturze tej książki zapragnęłam być bardziej sobą - dla wszystkich, otworzyć się częściowo z moją przeszłością, tym, jak ja przeżywałam to wszystko od środka? To, co ludzie dookoła nazywali różnymi imionami - od ambicji do wariactwa, a było tylko samotnością, niedosłyszalnym krzykiem. Każde postępowanie ma swoje przyczyny.
Czy jest jakaś książka, która jest dla was szczególnie ważna?
Pewnie nikt nie odpowie mi na to pytanie, jednak warto próbować :).
Dziękuję ważnym dla mnie ludziom za to, że po prostu są, za to, że żyją, że mówią, oddychają, pomagają mi, gdy czuję się tak beznadziejnie.
Słowa tego nie wyrażą. Trzeba czuć się nikim i ponownie poczuć się szczęśliwym dzięki innym, żeby zrozumieć ten ogrom wdzięczności.
Teraz noszę w sobie ten sens, tę wartość dni, chwil, lat. Oby szybko się to nie skończyło.
Przepraszam za rozpis, ci, którzy maja przeczytać - przeczytają. Idę na spacer.
Miłego wieczoru.



PS. Co za cudowne uczucie - spokój, po tylu tygodniach niepokoju, przejmowania się, stresu. Człowiek docenia brak czegoś rozsadzającego żebra. Taki zwykły brak bólu, brak rozszalałych myśli, tylko spokój, cudowny, zwykły, wyczekiwany. 

 
 
 


środa, 5 czerwca 2013

'Milczysz'

MILCZYSZ
Milczysz.
Powiedz coś!
Siedzisz drętwo, jak robot.
Milczysz.
Udawany spokój, którym się dławimy.
Proszę, nakrzycz na mnie!
Tylko powiedz coś!
Powiedz...
coś?
Milczysz.
Z rzęs kapią krople złości.
Tak.
Mam żal do siebie.
Milczysz.
Próbuję to naprawić, pozbierać, znaleźć rozwiązanie.
Zielenią nadziei napełnić płuca z wdechem.
Staram się, jak mogę.
Milczysz.
Siadam.
Chcę podejść do ciebie, lecz nie mogę.
Chcę krzyczeć, lecz krzyk uwiązł mi w duszy,
zdolny sprawić, że pękną mi
żebra.
Spórz na mnie!
Milczysz.
Powiedz, że mnie nienawidzisz!
Wolę kolce prawdy, zabijające marzenia
niż ciszę.
Dzisiaj
nie chcę karmić się kłamstwem.
Chcę prawdy. 
Skrzwydź mnie,
znienawidź,
pokryj duszę sadzą smutku.
Lecz...
przestań milczeć!
Czy myślisz, że to ci coś
da?
Brak słów 
nieznośny,
morderczy,
potworny.
Cichy zabójca
uczucia?
Ja nadal
wierzę i cierpię.
Dobrze mi tak, wiem.
Ale... 
odezwij się do mnie.
Pozwól na chwilę
znów ożyć. 
Nie milcz.
Chcę wiedzieć co myślisz.
Nie milcz.
Odezwij się
nim zniknie papierowy świat dookoła,
a wraz z nim my
pogrążeni w ciszy i smutku.


Napisane teraz, o 1:50. Jest późno, toteż nie mam pojęcia, czy się nadaje. Na pewno jest szczere. 
Może jednak spróbować zasnąć?
Zamknąć oczy i czekać na lepsze jutro.
Tak wiele chciałabym powiedzieć, a tak naprawdę dobrze wiem, że słowa niewiele mogą zdziałać w tej sprawie.
Miłych snów.



Moje zagmatwane życie

Nie wiem co robić.
Nie wiem, na czym stoję.
Chyba lepiej już wysłuchać listy przezwisk, przynajmniej masz pewność, co do czyjegoś zdania na twój temat. 
Przepraszam.
Puste, rozbijające się o ściany słowo.
Psycholożka nazwała to, co się teraz dzieje 'samospełniającą się przepowiednią'.
Bo przecież 'wszystko zależy ode mnie'
Akurat.
Po prostu miałam przeczucie, że tak będzie.
Intuicja.
Pewne doświadczenie.
Ale każdego dnia starałam się zagłuszać te myśli.
I teraz to wszystko przyszło.
Najważniejsza dla mnie osoba.
Która była tak naprawdę zawsze, gdy jej potrzebowałam.
' Nie chcę, żebyś zmarnowała sobie przyszłość.'
Może nie widzę przyszłości tam, gdzie nie ma tej osoby?
Może czuję się dziwnie, zagubiona pomiędzy starym - zardzewiałym i obecnym, dobrym światem?
Boję się, że to wszystko wróci?
Ale najbardziej chciałabym... Wiem. To zabrzmi trywialnie i nieszczerze. Chciałabym jego szczęścia.
Wolałabym, żeby mnie znienawidził, poznał kogoś innego, cokolwiek. 
Byle nie czuł się jak ja teraz.
Wolałabym wziąć wszystko na siebie.
Było naprawdę fantastycznie, przez te kilka miesięcy.
Czego się spodziewałam, to życie.
'Widocznie tak miało być...'
Nie wierzę w przeznaczenie. Pewnie wymyślił je ktoś, kto chciał się jakoś zmotywować. 
Wierzę jeszcze w nas.
Nie wiem, co robić.
Mama nie potrafi zrozumieć tego, co czuję.
Przecież zmarnuje sobie przyszłość. Ona na to nie pozwoli. Moje szczęście jest najważniejsze.
Może moje szczęście jest tam gdzie on?
Poza tym, mam je gdzieś. Przychodzi na chwilę, by zamydlić oczy. 
Najrozsądniej byłoby iść spać.
Wiem, ale nie ma szans, bym dziś zmrużyła oko.
Jeden Wielki Bezsens.
Żałuję, że musiał mnie poznać. Jak zwykle nie jestem w stanie dać nikomu szczęścia. 
Co teraz robię? Użalam się nad sobą, zamiast zrobić coś pożytecznego. Koniec. Trzeba jutro wstać, wrócić do wcześniejszej egzystencji robota.
Życie jest za trudne.
Niezrozumiałe.
Dorośli przynajmniej dokładnie wiedzą, czego chcą. 
Marzyłam o tym, że będziemy razem. 
Jak to wszystko żałośnie brzmi, dość, moja wina, już za późno, nic nie poradzę.
Może faktycznie tak miało być?
Może na niego nie zasługuję? 
Może jeszcze da radę coś zrobić?
Może. 
Dobranoc. 

... Dziękuję.

+ jakieś opowiadanie postaram się dodać w weekend

wtorek, 4 czerwca 2013

Bezsens

Stój i patrz, jak twoje marzenia legną w gruzach.
Cudownie.
Teraz zacznie się prawdziwy smutek. 
Dziecko Pecha.
Potrafiące tylko ranić. 
Wolę już nie żyć, niż denerwować.
Bezsens.
Jeden Wielki Wszechogarniający Bezsens.
Z mojej winy.
Dobranoc.

2 wiersze, niewiedza i czym się różni miłość od zauroczenia

Witam.
Tak mi smutno. Nie rozpaczliwie, nie tragicznie, po prostu smutno. Jak zawsze nie poradziłam sobie w stosunkowo prostej sprawie. Zaraz dodam jakiś wiersz, jakikolwiek, bo w tej chwili wszystko mi jedno. Przynajmniej te wszystkie myśli ucichły, wyciszyły się. Dobre i to.

4 ŚCIANY
Już nie ma nic
tylko ból, gdzieś pomiędzy
żebrami.
Bo nie ma już nic
niepewność ta między
nami.
Odchodzisz milczący,
nie tupiesz, nie trzaskasz 
drzwiami.
Oddalasz się powoli,
ziemia się wali pod mymi
stopami.
Zostaję sama, samotna, zbolała
między czterema
ścianami.
Zostaję sama z pękniętą duszą,
pomiędzy dwoma 
światami.
A ty wciąż idziesz, czy słyszysz
łzy moje pomiędzy
krokami?
Odwracasz się na chwilę,
stykamy się
spojrzeniami.
Mówisz, że też chcesz tego,
mówisz czarnymi
oczami. 
Jesteś pełen sprzeczności
i ranisz mnie prawdy
batami. 
Odległość. Tak, bo to ona
stoi gdzieś między
nami.
Lecz serce moje nadal
obrasta nadziei
kwiatami.
Nie zapełniajmy przestrzeni
zgniłymi
marzeniami.
Chcieć to móc, tak mówią,
nazywasz to
kłamstwami? 
Ja wierzę nadal, choć krew ma
wolniej płynie
żyłami.
Choć cierpię, tęsknię nadal
za twoimi
słowami.
Za tobą tuż obok mnie,
za twoimi
czynami.
I marzę o miłości,
miłości między 
nami. 
A płacz mój powoli cichnie
i znów wyobraźnia mnie
mami.
I siedzę spokojna, wierząca,
z nadzieją między
wargami.
I siedzę i nadal w NAS wierzę
gdzieś między czterema
ścianami.

(napisane 3 msc temu)


NIE MA CIĘ
Cichy szept.
Spod powieki wypływa łza.
Zieleń w duszy mojej 
i smutek na wargach wilgotnych.
Urywane myśli.
Strzępki.
Noc. 
Powiedz.
Powiedz proszę,
co zrobić mam
byś poczuł,
że ja..?
Podnieś wzrok!
Wykrzycz szeptem.
Zaśpiewaj bezgłośnie.
Podaj mi dłoń
wyimaginowaną.
Bo nie ma cię koło mnie.
Nie będzie?
Dlaczego?
Tak wiele
znaczysz...
Krzyczę. 
Tupię.
Płaczę.
Umieram we wnętrzu.
Nikt mnie nie słyszy.
Już
nie.
Dlaczego?
Chodź,
pokażę ci miłość,
w zamian chcę zobaczyć
piękno
w twoich źrenicach.
Całe piękno tego świata.
Chodź ! 
Zapomnij o złości,
lecz nie zapomnij
o mnie.
Pamiętaj.
Proszę.
Pamiętaj. 

(27.02.2013 godz 00:14)




Nie rozumiem, nic nie rozumiem, gubię się we własnym życiu. Ktoś kiedyś powiedział, że przeżywam teraz najlepsze lata. Jeśli to byłyby faktycznie najlepsze lata, nie chciałabym dożyć jutra.
Dziś jednak nie czas na takie przemyślenia. W tej chwili jestem spokojna. Tyle jeszcze rzeczy muszę dziś zrobić. To dobrze. Praca zagłuszy myśli. 
Życie jest trudne, zwłaszcza utrzymanie przy sobie ludzi i rzeczy, na których szczególnie nam zależy.
Na koniec mój dzisiejszy dialog z mamą:
- Ja... naprawdę się zakochałam. Tak, boję się tego słowa, bo zazwyczaj, gdy je wypowiem, jest trudniej. ('Słowa są więzieniem.') Wiesz, czym dla mnie różnią się zauroczenie i zakochanie?
- Czym? 
- Zauroczenie jest wtedy, gdy nie dostrzegasz jego wad, uważasz, że jest idealny. Gdy go kochasz, widzisz jego wady, ale chcesz z nim być pomimo tego. Jest jednak ważniejsza rzecz.
- Jaka?
- Gdy jestem zauroczona myślę : 'Chciałabym z nim być, bo czuję się koło niego tak cudownie i dzięki temu byłabym szczęśliwa..', natomiast, gdy jestem zakochana 'Chciałabym z nim być, bo zrobiłabym wtedy wszystko, aby był szczęśliwy. Bo mi radość dawałoby mi samo patrzenie na jego uśmiech.' 
- <śmiech> 
- Czemu się śmiejesz?
- Patrząc na to, co mówisz, nie kocham taty, a jestem w nim zauroczona.


I wszyscy dookoła myślą, że taka nastolatka nie potrafi kochać, nie ma prawdziwych problemów, nie przeżywa realnego smutku. Ogólnie dorośli uważają nas zazwyczaj za nie wiedzących nic o życiu.
Dość tych wywodów na dziś, czas wybrać szkołę, nim nie jest za późno. 
Mam nadzieję, że wszystko potoczy się w dobrym kierunku. 

Dziękuję czytającym, dobrze jest mieć dla kogo pisać. 

Miłego wieczoru.



poniedziałek, 3 czerwca 2013

...

Witam.
Jestem strasznie zmęczona, mimo to postaram się dodać dziś jakiś wiersz. Może jest nieco kontrowersyjny, napisałam go dziś... na religii. Pewnie niektórzy po przeczytaniu połowy będą mieli zamiar opuścić tę stronę i już nie wrócić. Możliwe. Jednak raczej nie będę już wstawiała nic dotyczącego autoagresji. Pisałam to 'w transie', nie słysząc niczego, prócz własnej siebie, nie ważąc na to, co piszę. Czuję wewnętrzny konflikt - opublikować to, czy tez nie? Coś mi jednak mówi, że chciałabym, aby ludzie zrobili się wrażliwsi w tym temacie. Coś, co nazywacie 'cięciem się dla szpanu', może mieć swoje drugie, niedostrzegalne dno. Chciałabym, żeby choć jedna osoba zastanowiła się i spróbowała pomóc temu, kto naprawdę tej pomocy potrzebuje. Za kilka dni obiecuję wstawić jakieś opowiadanie o miłości. Dziś niech czyta ten, kto chce. Ostrzegam jednak - nie każdy chyba powinien. Tym, którzy się odważą, życzę, by zrozumieli przesłanie. Cierpiący ludzie są wśród nas, czasem warto ich dostrzec nim będzie za późno. 

***
Księżniczka Mroku.
Krew zamiast szat.
Korona z żyletek i bólu.
Śmierć czająca się w wystraszonych,
czarnych źrenicach
rozszerzonych lękiem.
Kpiący śmiech w głowie.
Roztrzęsiona biegnie przed siebie
drąc ubranie o mijane krzewy,
drzewa, 
zdarzenia
upokarzające ją do głębi.
Rani białą skórę.
Bordowa krew spływa po nadgarstku,
po brzuchu,
po udzie.
Śmierć.
Śmierć drwi z niej widząc tę scenę.
Nie przyjdzie.
Wykończy ją psychicznie.
Nie przyjdzie.
Uraczy ją krwawym pocałunkiem,
zwymiotuje do jej wnętrza chęć
nie - życia.
Wypluje całe zło,
cały ból,
by cierpiała. 
Śmierć.
Znęca się nad nią.
Ujmie jej delikatną dłoń. 
Wydrapie szponami brak wiary,
nadziei 
i ból.
I ból 
i cierpienie.
Wydrapie błaganie o litość.
Obejmie kościstymi ramionami,
gniotąc jej żebra
by zaczęła
się dusić.
Się dusić 
tym życiem. 
By umarła wciąż żyjąc,
cierpiała.
To śmierć.
Ona ją zmusza,
by znów wzięła w dłoń 
żyletkę.
Ostry przedmiot.
Przedmiot jej pożądania,
przedmiot ulgi.
By mogła znów nabrać 
powietrza
w płuca,
by serce znów ruszyło
na chwilę.
Na chwilę.
Nim zatrzyma się
na zawsze.
Na zawsze...
Za głęboko.
Tym razem wbiła narzędzie
za głęboko.
Głęboko do żyły.
Tym razem
odejdzie.
Śmierć
kpić przestanie.
Ulga, czy strata?
Czerwień wiruje
w jej głowie
jej oddech
przyspiesza
źrenice
już gasną
strach w nich
umiera
wraz z nią,
pada w trawę
krwią plami
zieleń.
Cierpienie.
Cierpienie.
Cierpienie.
Szczypanie...
I cisza.
Umarła?
I cisza.
Powiew wiatru.
Spokój.
Myśli,
głosy
milczą.
Milczy ona.
Nie rusza się.
Odeszła.
Śmierć ją zabrała.
Odeszła. 
Przez ciebie.
Nie pomogłeś jej,
(Przez ciebie!)
choć widziałeś,
że cierpi.
Drży z bólu.
(Przez ciebie!)
Ludzie 
są podli.
Ona już nie żyje.
Na nic zda się wołanie.
Lecz jeszcze
inni czekają na pomoc.
Nie powiedzą tego wprost. 
Krzyczą
nie otworzywszy ust.
nie widząc perspektywy
poprawy.
Wstań.
Pomóż im!
Uratuj życie.
Maleńki świat.
Proszę
uratuj 
człowieka.



Sprawa z przyjaciółką rozwiązana. Już wszystko jest dobrze.
Wszystko.
Wszystko?
Cóż, nie wiem już co pisać, czuję narastającą we mnie atmoswerę milczenia, toteż zakończę tym jakże często powtarzanym przeze mnie słowem: 
Dobranoc.