piątek, 31 maja 2013

Obrażona przyjaciółka itd.

I ten potworny stan, kiedy twoi przyjaciele obrażają się tak naprawdę bez powodu, a osoba, która nie żywi do ciebie urazy, w tej chwili, np. śpi, albo wyjechała. To okropne uczucie, że znów musisz zagłuszyć samotność komputerem, mimo, że bolą cię już oczy. Lęk, że po raz kolejny wszystko się rozsypie. Zawsze kiedy już jest dobrze, potem nagle musi być źle.
O, dźwięk sms-a. O, następny.
I znów na usta wpełza blady uśmiech, jednak, co zrobić z obrażoną koleżanką?
I jak wykorzystać tę noc?
Napisać referat z fizyki, skorektorować opowiadanie, posprzątać górę ubrań piętrzącą się na łóżku, iść spać?
Tęsknię do czegoś.
Tęsknię za kimś.
Kamień nostalgii gniecie mi żebra.
Dobranoc.

opowiadanie - 'Demon' cz. II

CD.

- Jak to? - zapytał z przerażeniem w głosie. Nie cofnął się jednak. Usiadł na brązowym dywanie zgniłych liści. Liści pokrytych pleśnią, tak, jak moje serce. 
- Jesteś pewien, że chcesz to usłyszeć? - zapytałam, osuwając się na ziemię. 
- Tak. W końcu jestem twoim przyjacielem. 
- Od czego by tu zacząć... - szepnęłam, czując, jak wielka kula wypełnia moje gardło. Spojrzał na mnie, próbując dodać mi otuchy. Chyba nie wierzył w moje słowa. Myślał, że zwariowałam. Było mi już wszystko jedno. Patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem, zaczęłam swoją opowieść. 
- Jakiś czas temu, to będzie około dwóch tygodni, a może miesiąc temu...
- Czyli od kiedy zaczęłaś się dziwnie zachowywać.
-... przyśnił mi się pewien sen. Widziałam w nim siebie, śpiącą spokojnie i tajemniczą postać nade mną. Mężczyzna brał do ręki poduszkę, uśmiechał się złowieszczo, po czym zaczynał mnie dusić. Wyrywałam się, krzycząc, lecz nikt mnie nie słyszał. Potem postać brała to, co miałam najcenniejsze - moje rękopisy - i paliła je, śmiejąc się do siebie .
Zapadła chwilowa cisza. Musiałam zebrać myśli. 
- Na początku sądziłam, że to tylko zły sen. Nie przejęłam się nim zbytnio. Motyw śmierci i tortur jednak, zaczął przewijać się w moich snach coraz częściej...
- To tylko sny...
- Pewnego dnia go zobaczyłam. Mężczyznę z moich snów. Uśmiechnął się do mnie 'tym' uśmiechem. Zaczęłam uciekać. Już wiedziałam. Byłam pewna, że po mnie wróci.
Nagle zerwał się wiatr. Zsunął wstążkę z moich włosów. Ogarnął mnie chłód. Zaczęłam się trząść.
- Zakopałam w ziemi wszystkie moje teksty, zrobiłam ich kopie na komputerze. Nie spałam całe noce. Byłam pewna, że w końcu po mnie przyjdzie. 
- To dlatego wciąż miałaś cienie pod oczami...
- Zaskoczył mnie. Pewnego wieczoru udałam się na bal maskowy. Zrobiłam to tylko po to, żeby nie zastał mnie w domu. Na niebie widniał księżyc czerwony, jak krew. Stałam przy ścianie. Nagle, jakiś chłopak poprosił mnie do tańca. Chciałam stwarzać pozory, więc przystałam na jego propozycję. Tańczyliśmy, gdy wnet uświadomiłam sobie... TEN wzrok. JEGO wzrok.
- Chwila, przecież mówiłaś, że napastnik był mężczyzną. Tańczyłaś zaś z młodym chłopakiem...
- Mój partner się uśmiechnął, a ja, wystraszona, pobiegłam do łazienki. Przewróciłam się przed samym wejściem i niemal doczołgałam się do środka. Serce próbowało zniszczyć barierę z żeber, uderzając o nie z niebywałą siłą. Myśli błądziły wokół jednego słowa: 'koniec'. Oddech stał się szybki, urywany. Starałam się go wstrzymać, aby nie dać bandycie przewagi, by nie słyszał choćby najcichszego szmeru. Wbiegłam do kabiny, próbując zamknąć za sobą drzwi. Niestety, ktoś urwał zamek. Słyszałam zbliżające się kroki... Szybko wyciągnęłam z torebki scyzoryk, który zawsze nosiłam przy sobie. Nie oddychałam. Nagle, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi tuż obok. 'Zaraz tu wejdzie' - myślałam. Nie myliłam się. Nie minęła sekunda, gdy zobaczyłam znajomą twarz w drzwiach kabiny. Napastnik miał w ręku gruby szal. Przerażona, nie potrafiłam wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Musiałam działać błyskawicznie. Wskazałam palcem przestrzeń za nami, a gdy chłopak się odwrócił, wbiłam mu w plecy ostre narzędzie. Po lewej stronie... Nie wiem, skąd wzięło się we mnie tyle energii, ale odepchnęłam go i zaczęłam uciekać co sił. Nie gonił mnie. Nie widziałam go, ani nie śniłam o nim od tej pory...
W końcu spojrzałam na swojego słuchacza. Ku mojemu zdziwieniu, jego oczy były zaokrąglone i widziałam w nich wiarę i zrozumienie.
- Broniłaś się...
- Jak to udowodnię? Nie mam nawet najmniejszego zadrapania... Poza tym, to mnie nie usprawiedliwia. Jestem morderczynią. Nie jestem już człowiekiem. Nie potrafię nawet płakać...
- Nie mogłaś postąpić inaczej. Chciał cię zabić. 
- To były sny...
- Fakt, że stał przed tobą z szalikiem, też był snem? Nie? No właśnie. Wstawaj, idziemy o wszystkim powiedzieć policji.
- Nie mam prawa żyć... Jestem zabójcą. Jestem zła. Potwór. Muszę... Muszę ze sobą skończyć - to mówiąc, próbowałam wydostać nóż z mojej torebki. W tym momencie chwycił ją i rzucił daleko. Złapał mnie za rękę i spojrzał mi prosto w oczy. 
- Musimy iść na policję, rozumiesz? - zapytał spokojnie, aczkolwiek stanowczo. Kiwnęłam głową. 
- Świetnie. Chcę cię znów widzieć wśród żywych - to mówiąc, ścisnął mocniej moją dłoń i zaczął ze mną opuszczać las. Wtem jednak, stało się coś nieoczekiwanego. Zza dużego drzewa wychyliła się potworna postać z szalem w dłoniach - całym ubroczonym krwią. Przerażona, schowałam się za moim przyjacielem.
- Kim jesteś? Skąd przychodzisz? - zapytał mój towarzysz. 
- Jestem jej ojcem. Przychodzę z Piekła - odparł mężczyzna.
Wystraszona, wtuliłam twarz w kurtkę chłopaka. Nie ważyłam się odezwać. Duch. Duch zabójcy przyszedł po mnie. 
- Sądziłaś, że ze mną skończyłaś? Jesteś śmieszna. Czy widzisz gdzieś jakieś blizny, ślady pchnięcia nożem? Jestem duchem. Nie żyję. Ty wkrótce także będziesz martwa. 
- Skoro jesteś jej ojcem, to dlaczego chcesz ją skrzywdzić? - spytał mój kolega, po to tylko, aby przedłużyć czas, nim nadjedzie nieubłaganie chwila śmierci. Naszej śmierci. Sam dostrzegł beznadziejność naszego położenia. Czy można zabić ducha? 
- Całe życie poświęciłem pisarstwu. Całe życie! W końcu oszalałem. Stałem się dzikim cmentarzem niespełnionych nadziei i pragnień. Włożyłem tyle wysiłku w książki, które były tak infantylne, że nikt nie chciał ich czytać. Wyrzekłem się rodziny, przyjaciół, a nawet samego siebie. Gdy byłem już u kresu życia, zacząłem zabijać i kraść, by zdobyć pieniądze na jedzenie. Byłem wrakiem człowieka. Umarłem w kompletnym zapomnieniu. Moje ciało nie zostało nawet pogrzebane. Zjadły je robaki i wyleniałe kruki, śpiewające nad nim swoją smętną pieśń. 
- Ale czemu postanowiłeś zabić swoją córkę? 
- Ponieważ osiągnęła bez wysiłku to, co nigdy mi się nie udało. Pisze. Dobrze pisze. Ma przyjaciela. Prawdziwego, nie bandę sępów, żerujących na niej. Ma rodzinę. Czemu ja, który tak się starałem, nie zostałem pisarzem? Czemu ona, która nie docenia swojego talentu i chowa wszystko do szuflady, jest szczęśliwa? Nie zasługuje na szczęście! Zostanie potępiona, jak jej ojciec. Spalę wszystko, co kiedykolwiek napisała! 
Wtedy, w mojej oszołomionej głowie, ukazała się słaba myśl. Aby zabić demona, a raczej żeby sprawić, że wróci tam, skąd przyszedł, potrzebny jest ogień. Trzeba go podpalić, pozwolić mu płonąć. Wiedziałam dobrze, że mój przyjaciel pali papierosy. Wsunęłam niepostrzeżenie dłonie do kieszeni jego jeansów. Jest! Zapalniczka. Nie miałam w sobie dość odwagi, by zniszczyć ducha. Delikatnie wsunęłam przedmiot w dłoń chłopaka. Zrozumiał. Ścisnął ją mocniej, po czym przemówił.
- Masz jeszcze szansę na szczęście. Możesz wybrać niebo. Naprawić błędy. 
- Dla mnie jest już za późno.
- Nigdy nie jest za późno. Pamiętaj moje słowa. Masz jeszcze szansę - to mówiąc, powoli zbliżył się do ducha.
- Jestem zły. Na zawsze pozostanę zły.
Wtedy mój przyjaciel nagle upadł przed demonem. Sądziłam, że się potknął i zatkałam usta, by nie krzyknąć. On jednak zrobił to umyślnie. Podpalił stopy ducha, po czym błyskawicznie powstał. Potwór zaczął się spalać czerwonym, gorącym płomieniem. Złapałam mojego towarzysza ze rękę i zamknęłam oczy. 
- Jeszcze masz szansę - wyszeptał chłopak, a jego ręka się zatrzęsła. - Nigdy nie jest za późno. 






Niestety, nie znalazłam w internecie obrazka, nawiązującego jakoś do mojego tekstu, nawet dobrego demona. Mam nadzieję, że opowiadanie się podobało, mile widziane komentarze :). Dziś miałam wenę, toteż dokończyłam wreszcie opowiadanie o miłości pt. 'Chcę cię dotknąć'. Przepiszę, gdy będę mieć wolną chwilę. 
Marzę o tym, by w końcu przeczytać 'Marinę' autorstwa mojego ulubionego pisarza - Carlosa Ruiza Zafóna. Uwielbiam go, jest geniuszem. 
Skończyłam czytać książkę 'Kot który czytał wspak' Lilian Jackson Brown. Można się przy niej rozerwać, jednocześnie dowiadując się trochę o sztuce. No i to, co dla mnie w książce najważniejsze - jest napisana dobrym językiem. Nie takim, jak pisze Zafón, ale też nie tak znienawidzonym przeze mnie językiem prostych (bo nie każdych, znam wyjątki od tej reguły) książek młodzieżowych. Szybko się czyta. Wypożyczę kolejny tom.
Dzień jakiś taki spokojny... Dawno takiego nie było. 
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam miłego wieczoru.

PS. Przepraszam za te 'i' oraz 'w' na końcu wersów, nie potrafię tego poprawić. 







czwartek, 30 maja 2013

Opowiadanie - 'Demon' cześć I

Witam.
Nie wiem, czy zdążę przepisać całe opowiadanie, nim mój brzuch zmusi mnie do pójścia spać. W razie czego, ciąg dalszy poznacie jutro.


DEMON
Szliśmy obok siebie, lecz jakby oddzieleni murem, obcy. Dookoła leżały zeschłe liście, wiatr cicho śpiewał swoją piosenkę. Wciąż patrzyłam na swoje buty, nie mając odwagi podnieść wzroku. Nagle stało się coś, czego nie przewidziałam. Szybko złapał mnie za rękę i podwinął rękaw jesiennego płaszcza. W jego oczach czaiły się złość, bezsilność, niedowierzanie.
- Znów to zrobiłaś! Przecież obiecałaś! - wykrzyknął, przyglądając się świeżym ranom na moich rękach. Próbowałam się wyrwać, ale wtedy on wzmocnił swój uścisk.
- Dlaczego? - zapytał szeptem.
- Nie zrozumiesz - odparłam głucho. Gdy tylko uścisk jego dłoni stał się słabszy, opuściłam rękaw ponownie. Spojrzał na mnie przepełnionymi bólem oczami, a ja nie mogłam tego znieść. Znów utkwiłam wzrok w liściach, które cicho chrzęściły pod naszymi stopami. Nie odzywaliśmy się do siebie przez resztę drogi. Byłam pewna, że on również - jak wszyscy inni, nie wytrzyma. Zostawi mnie samą w środku lasu, płaczącą, smutną, samotną.
- Uwierz, gdy opowiesz komuś o tym wszystkim, będzie ci lepiej - spróbował jeszcze raz.
- Wcale nie - szepnęłam.
- Być może, nasza przyjaźń dzięki temu jeszcze się wzmocni... Proszę, powiedz, co cię trapi.
- Ja... Nie chciałam! - krzyknęłam nagle, po czym zaniosłam się płaczem. Próbował otoczyć mnie ramieniem, ale uniemożliwiłam mu to, wyrywając się histerycznie. 
- Co się stało?
- Zrobiłam coś bardzo złego.
- Czy ty..?
- Zabiłam człowieka.

CD. JUTRO...

Zatem do jutra. Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu.


środa, 29 maja 2013

brak tytułu

Witam.
Dzień był dobry, aż do wieczora. Właśnie. DO WIECZORA.
Mieliście kiedyś wrażenie, że bliska osoba was niszczy? Że rodzina mówi, że was kocha, ale tak naprawdę nie chce waszego szczęścia. Jest o nie... zazdrosna? Czy czuliście kiedyś, że dom w którym mieszkacie nie jest waszym domem, a jedynie pustym, nieważnym, zimnym budynkiem? Czy mieliście wrażenie, że tu nie pasujecie? Czy rodzicielka zabraniała wam zapraszać do domu przyjaciół, choć wiedziała, że samotność działa na was destrukcyjnie? Może wy również, gdy tylko pojawialiście się w domu, musieliście słuchać krzyków i obelg przy koleżance, bo 'ciocia jest chora, więc jestem rozdrażniona' lub tak, po prostu. Nie, nie jestem święta. Jednak bardzo mnie to wszystko boli. Przepraszam was za te zwierzenia, ale tak naprawdę nie mam komu o tym powiedzieć. Chciałabym uciec, uciec i nie wrócić, lub zasnąć i nigdy już nie otworzyć oczu...
Żalę się, a przecież jest wielu ludzi, którzy mają gorzej...
Jutro przepiszę jakieś dłuższe opowiadanie, gdy będę miała czas, dziś musi wam wystarczyć wiersz. Zaraz jakiegoś poszukam...
Napisane dawno temu:

***
Płacz
odbija się echem od ścian.
Smutek
rozrywa serce na milion kawałków.
Oczy
mokre od łez i od złości.
Nikt mnie nie słyszy.
Nikt nie da mi ciepła,
miłości.
Zawiodłam.
Choć błagam o wybaczenie,
to go nie otrzymam.
Siedzę sama pośród pustki słów,
zimna czynów
i pleśni niewypowiedzianych myśli.
Choć płaczę,
nikt mnie nie usłyszy.
Nikomu się nawet nie przyśni.
Już nie ma mnie.
Nie ma nas.
Jest tylko łkające ciało.
Niczyje.


PRZYJACIEL
Krzyczałam,
lecz ty odwróciłeś wzrok.
Płakałam,
ale ty zatkałeś uszy obojętnością.
Tupałam,
chcąc, byś zwrócił na mnie uwagę.
Milczałeś.
Czerwony kwiat w moim sercu
stał się czarny.
Opadły płatki,
kolce pokuły mi duszę.
A Ty stałeś bezdusznie,
wbijając we mnie sztylet obojętności,
szepcząc bezsłownie :
'radź sobie sama'.
I odszedłeś
Przyjacielu
zostawiając mnie samą,
pośród ciemnej nocy
i lasu czarnych myśli.


Notka, co prawda dziś nieprzemyślana, ale wybaczcie, jak widać w pierwszych zdaniach jestem troszeczkę zestresowana. Nawet nie czytałam, czy te wiersze się nadają...
Mam ochotę obejrzeć dobry horror, jednak z moim internetem pozostanie to w swerze marzeń.
Wczoraj czytając książkę 'Kot który czytał wspak' Lilian Jackson Braun, natrafiłam na ciekawą myśl: '[...] w dzisiejszych czasach ludzie uprawiają kult śmierci'. Zgadzam się z tym.
Cóż, na zakończenie, dziękuję mojej przyjaciółce, która spędziła ze mną dzisiejszy dzień. Byłam taka radosna, póki nie weszłam do domu...
Muszę wymyślić coś, co pozwoli mi tam nie wracać. Internat? 
Nie mam nic przeciwko melancholii, często bywa nawet konstruktywna. Jednak stres, rozpacz i desperacja, to już co innego...
Na zakończenie, zdjęcie mojej przyjaciółki (tak, jestem troszkę wykończona psychicznie, toteż nie chce mi się szukać czegoś w necie). Mam nadzieję, że Gosia  się nie obrazi ;).



To okropne uczucie miażdżące ci żebra. Psychiczne zmęczenie życiem, niszczące cię od środka. Brak zrozumienia ze strony dorosłych, którzy uważają, że przeżywasz teraz swój najlepszy czas. 
Tak. Nic nie rozumiem. Iść spać jak najpóźniej, by przespać większość dnia - oto mój plan na dziś. 

Miłych snów.




niedziela, 26 maja 2013

Jest późno, nie mam pomysłu na tytuł

Witam.
Cóż, jest dość późno, zatem oszczędzę sobie refleksji. Jutro (właściwie dziś, w końcu już 00:49) jadę na wycieczkę z rodziną, toteż przez 2 dni nic nie dodam. W ramach rekompensaty wstawiam wiersz. Napisany w sobotę o 24:21. Miłego czytania.

TO JA
Słyszysz?
To ja
roztrzaskuję się o krawędź chodnika.
To ja
gubię sens życia wśród korytarza drzew.
To ja
tracę oddech od zapachu istnienia.
To ja
całuję śmierć w kościste wargi
każdego ranka.
To ja
śpiewam smętną piosenkę podążając naprzód.
To ja
czuję, jak serce przestaje mi bić, gdy o Tobie myślę.
To ja
boję się, że w końcu mnie zostawisz.
Samą pośród czarnej krwi, którą wypluwam,
pośród chłodu piwnicy niewiedzy i bezsensu.
To ja
patrzę Ci w oczy z niemym błaganiem.
Z przerażeniem.
Z bezsilnością gniotącą mi serce.
To ja,
prawdziwa, jakiej jeszcze nie znasz.
Zagubiona,
smutna,
nieżywa.
To ja.
Zaczekaj!
Podaj mi dłoń i obiecaj, że zostaniesz,
gdy znów będę zapadać się w bólu.
Gdy umrę ostatecznie,
pozwól
bym twoje imię miała na ustach,
twoje wargi na moich wargach
i zaufanie w gasnących źrenicach.
Pomóż mi,
gdy znów będę umierać,
bym mogła powstać.
Dla Ciebie. 
Dla Nas.



Dobrze, gdy jest ktoś taki, kto wyciąga nas z przepaści beznadziei i smutku. Takiego kogoś wam życzę. 
Aż mi przykro, że nie ma tu dziś żadnej refleksji. W takim razie napiszę wam mądre zdanie, które powiedziała mi kiedyś pewna osoba:
'Jezus jest Synem Bożym, a mimo to, nie wszyscy ludzie go popierali. Zatem rób to, co czujesz, nie zważając na to, co myślą o tym inni.' Moje dzisiejsze przemyślenia uparcie kręciły się właśnie koło tematu nie przejmowania się opinią innych. Najgorsze jest to, gdy ktoś dla ciebie ważny nie akceptuje tego, co robisz.
Rozmyślałam też o tym, że może wszystko, przez co przeszłam, ma za zadanie sprawić, że będę potrafiła zrozumieć każdego. Może taki jest mój cel - pomagać innym, potrafić wczuć się w ich sytuację, zrozumieć tych, których nikt nie rozumie?
Cieszę się, że istnieją osoby, które pomagają mi żyć i dla których warto żyć. Wiem, że gdy znów dopadnie mnie smutek, przyćmi on wszystko, ale warto być spokojnym choć przez chwilę, choć przez sekundę czuć się... szczęśliwym? 
No i coś jednak napisałam, ale nie wypowiem się na temat jakości tego posta - jest 01:40.



Myślisz, że wiesz o mnie wszystko, a tak naprawdę wiesz niewiele. I nie zdajesz sobie sprawy, jakie uczucia we mnie wywołujesz mówiąc, żebym nie zrobiła czegoś, co zrobiłam już zanim cię poznałam. Dzięki tobie przestałam. Czy bezpowrotnie?
Wiem, że nic nie rozumiecie. Nie mogę napisać otwarcie, o co chodzi, bo ktoś się domyśli ech... 
Mimo wszystko, chyba większość z was zmieniła coś w swoim zachowaniu, poznając kogoś ważnego dla was.
Życzę miłych snów. 



sobota, 25 maja 2013

Sport, sen, deszcz i za duża męska bluza

Witam.
Dziś notka będzie wcześnie, jak na moje możliwości. Niedawno wróciłam z basenu. Uwielbiam biegać i pływać, to mnie wyzwala, czuję taką niesamowitą łączność z samą sobą, ze swoim ciałem, każde drobne zwycięstwo jest tylko moje. Nie potrzebuję żadnych rekwizytów, każdy ruch zależy ode mnie. Czuję się wolna, prawdziwa, szczęśliwa. Lekka. Żywa. Problemy na jakiś czas zdają się być mniej ważne, błahsze. To daje mi wytchnienie. Tak. Nie wiem, jak kiedyś mogłam żyć bez tego wszystkiego.  
Niedawno skończyłam czytać książkę S. Kinga - 'Bezsenność'. Przebrnęłam przez nią z trudem, szczerze mówiąc, nie podobała mi się. Zastanawiałam się, czemu uchodzi ona za horror, skoro ani razu nie poczułam nawet dreszczy. Odpowiedź przyszła niebawem. Po lekturze, cierpię na bezsenność, jak główny bohater powieści. Budzę się nad ranem i nie mogę już zasnąć, lub w ogóle nie mogę pogrążyć się we śnie. Mam nadzieję, że wkrótce to minie. 
Pamiętam, że pisałam kiedyś jakiś dialog o śnie. Zaraz poszukam... Jest.

- Czemu znów płaczesz?
- Sen.
- Kiedyś modliłaś się o sny.
- Kiedyś. Wtedy naprawiały mój świat, pozwalały oddychać. Dziś mnie zabijają.
- Sny mogą zabić?
- Tak. Jeśli koszmary są tak realistyczne, zaczynają splatać się z twoim życiem. Przestajesz odróżniać jawę od obrazów stworzonych przez twoją podświadomość. Budzisz się pełen lęku i jeszcze bardziej zmęczony, niż się położyłeś. Śpisz coraz więcej, gdyż chcesz wreszcie wypocząć, tymczasem, dzięki temu, jeszcze mocniej zaciera się ta nieuchwytna granica między jawą, a snem, dobrem i złem, życiem i śmiercią. Nie wiesz już nic, a każdy oddech staje się zagadką. Co dzieje się naprawdę, a co jest tylko kłamstwem? Człowiek przestaje ufać samemu sobie, nie wie, co robić i boi się, że nie zdąży zawrócić w tej nieustannej drodze do szaleństwa. 
- Co ci się dziś śniło?
- To właśnie najbardziej mnie przeraża. To najgorszy koszmar, jaki miałam do tej pory.
- Krew? Robactwo? Ciało w stanie rozkładu? Demony?
- Nie, to coś o wiele gorszego.
- Ktoś chciał cię zabić?
- Śniło mi się, że osoba, której ufałam bezgranicznie, chciała zrobić mi krzywdę. Był to sen tak żywy, tak namacalny... Najbardziej bolało mnie to, że darzyłam go takim zaufaniem...
- Najbardziej ranią nas ludzie, których kochamy.
- Gdy się obudziłam, nie mogłam powstrzymać łez. Choć wiem, że tym razem to tylko sen, to coś takiego mogłoby zdarzyć się naprawdę. 
- Teraz boisz się, że nikomu nie można ufać? Obawiasz się, że to był sen proroczy?
- Tak. Ta granica znów się zaciera, nie jestem do końca pewna, co się wydarzyło, a co nie i czy ty sam nie jesteś wytworem mojej wyobraźni.
- Zatem, czemu mi o tym wszystkim mówisz?
- Bo mimo tego snu, nadal ci ufam i wiem, że możesz uratować mnie od szaleństwa.
- Niby jak?
- Po prostu bądź...


Lubię deszczowe dni, spędzane w samotności na czytaniu. Dni wytchnienia od wszystkiego, kiedy czuję w sobie tą wenę do pisania i rysowania, do myślenia o życiu. Dni kiedy jestem tylko ja, sama ze sobą. Czasami trzeba złapać oddech. To ludzie dają mi życie, aczkolwiek każdy chciałby czasem pobyć sam ze sobą, lepiej poznać swoje wnętrze, nie stymulowane otoczeniem. Jednak... 
Bardzo chciałabym się przytulić do chłopaka w męskiej, pachnącej bluzie, mięciutkiej i dużej. Nie do byle jakiego chłopaka, do Tego Konkretnego. Poczuć, że jemu też podoba się ta chwila, że ja też mogę dać komuś radość takim zwykłym gestem. Ech... Dobrze jest mieć do kogo tęsknić. Wtedy przynajmniej sensem życia jest czekanie. 
Napisałam wczoraj w nocy wiersz (właściwie, to dziś, bo było to o 24:21), jednak opublikuję go wieczorem, lub jutro. 
Dziękuję wszystkim czytającym.
Życzę miłego dnia.
Oby spędzonego w towarzystwie za dużych męskich bluz, czarnych kotów lub dobrych książek :).
Pa ^^




piątek, 24 maja 2013

Tajemnica, koszmar i matematyka

Witam.
23:09. Godzina, kiedy to uczucia przemawiają, zamykając usta rozumowi. I tak się będzie działo do rana. Noc to magiczny czas. 
Mam złe przeczucie. Czy osoba, która jest mało tolerancyjna, jest w stanie zaakceptować wszystko, nawet przeszłość osoby, którą cóż...  bardzo lubi? Jak by nie było, przeszłość to przeszłość, ale to ona mnie ukształtowała i to dzięki niej jestem teraz taka, a nie inna. W sumie nie zrobiłam nic przerażającego - przecież nikogo nie zabiłam, nie okradłam, nie pobiłam... Jednak czuję, że to by było za dużo. Czuję, że nie mogę otworzyć się całkowicie, bo narażę się na... śmiech. Człowiek, który przez coś nie przeszedł, nie zrozumie? Zrozumie, jeśli jest wrażliwy. Co, jeśli nie jest...
Lepiej milczeć. I tak wie już dużo. 
Trochę ciężko się domyślić o co mi chodzi, ale robię to w pewnym sensie celowo. Żebyście się zastanowili, czy wy też chowacie w sercu jakąś tajemnicę, która momentami bardzo wam ciąży, jednak boicie się odrzucenia, wyśmiania.
Zastanawiam się, dokąd mnie prowadzi moje życie, o co w tym wszystkim chodzi i jaki sens ma moja egzystencja. Ostatnio coraz częściej o tym wszystkim myślę.
Dziwnie się czuję, doprawdy, jakbym miała wyrzuty sumienia. Może za mało śpię. Tak, zdecydowanie, powinnam to zmienić. 
Dziś mam zamiar zamieścić tu wiersz, który napisałam 11.04.2013. Życzę miłego czytania.

KOSZMAR
Czerń, 
Krew,
Strach.
Urywany oddech,
serce pokryte sadzą.
Lęk wypełniający źrenice,
smak przerażenia na suchych wargach.
Samotność.
Ostatnie promienie czarnego słońca,
chowającego się za chmurą bólu.
Najgorsza śmierć z możliwych,
śmierć duszy.
Gnijące ciało.
Bezradne ręce,
wargi szepcące bezsensowne zdania,
beznadzieja rozpychająca żyły,
chęć ucieczki,
która nie ma już sensu.
Nagle wstajesz.
Otwierasz zasnute przerażeniem powieki.
Nadzieja znów wpełza do serca.
Uśmiech znajduje drogę do ust.
Ulga napełnia przestrzeń między żebrami.
Sen.
To był sen.
Tylko, czy aby
rzeczywistość nie jest gorsza?
Czy potrafisz oddychać powietrzem 
przesyconym ołowiem,
fałszywymi przyjaciółmi,
bólem?
Oprzytomnij! 
Wiesz dobrze, że życie
to koszmar. 

Jeszcze taka końcowa refleksja nie na temat. Wiecie, czemu nie lubię matematyki? Nie ma w niej miejsca dla wyobraźni, są jasno określone regułki, logika, porządek. Moim życiem natomiast rządzi przypadek, emocje, niespodziewane zdarzenia, które w matematyce nie mają racji bytu. 
Przypadek... Zdarzenia losowe? 
Mimo wszystko nie przepadam za matmą, ludzie chcieliby wszystko nią wyjaśnić, pcha się gdzie popadnie. Nie wszystko można jednak wytłumaczyć liczbami, niektóre rzeczy trzeba poczuć. Duszą, nie umysłem. Sercem.

Nie wiem, jakiej piosenki posłuchać na dobranoc. 

23:44, dopiero, co ja zrobię z tym czasem?

Życzę miłych snów, odmiennych od tego z wiersza. 

Dobranoc. 



czwartek, 23 maja 2013

Kolejne o miłości + moje przemyślenia

Witam.
Przeglądałam przed chwilą zawartość pudełka po butach z moją twórczością (całkiem dobry schowek, nikt jeszcze nie wpadł na to, żeby tam zajrzeć), zastanawiając się, co dziś opublikować i doszłam do kilku wniosków:
1. Kiedyś byłam bardzo nieszczęśliwa, rozpaczliwie błagałam w tekstach o miłość, zrozumienie i akceptację, o bycie potrzebną. Cóż, teraz co prawda również dość często dopadają mnie myśli o śmierci, braku sensu i okrucieństwie świata, jednak ból, którym przepełnione jest to wszystko, co napisałam wtedy... To nie było zwyczajne cierpienie, ja wprost się nim dławiłam.Jak dobrze, że moje modlitwy zostały wysłuchane... O nie, zbaczam na drażliwy dla wielu temat wiary, wróćmy do moich przemyśleń.
2. Jak na razie nie podałam adresu tego bloga nikomu ze znajomych. Dlaczego? Boję się, że gdy poznają dawną, przepełnioną czystym bólem i smutkiem mnie, zatopioną w mojej twórczości, gdy ujrzą to wszystko, co cały czas zabijało mnie od środka, gdy milczałam, studiując książkę od biologii, to trochę się przestraszą. Tym bardziej, że w szkole często się śmieję, wygłupiam, co prawda okazuję wszystkie uczucia, lecz mój smutek z pozoru na pewno nie przypomina tak wielkiego. 
O nie, rozpisałam się nie na temat. Myślę jednak, że warto czasem podzielić się z kimś swoimi spostrzeżeniami i przeżyciami. 
Dziś chciałabym podzielić się z wami pewnym opowiadaniem, które napisałam jakoś w październiku, na konkurs. Nic nie wygrało, ale dla mnie najważniejsze były łzy w oczach mojej mamy i uśmiech na ustach pani od j. polskiego. Gdy widzę, że moje pisanie ma sens, że ktoś je docenia... To jedno z najpiękniejszych uczuć. Uczucie bycia potrzebnym. 
Opowiadanie mówi o miłości i nadziei. Cóż 'kolejne ckliwe opowiadanie zakochanej gimbuski' - powiecie. Nie. Jak każdy mój tekst, ma cząstkę mnie i jest dla mnie ważne. Zapraszam do lektury. 


POŻEGNANIE. POWITANIE.
Był chłodny, listopadowy poranek. Stąpałam przez szarość, pogrążona w rozmyślaniach. Zimne krople spadające z nieba, mieszały się z moimi łzami. Patryk. Patryk był chory. Nikt nie wiedział, czy z tego wyjdzie. Właśnie szłam do szpitala na spotkanie z nim. Jesienne liście wirowały, jak obrazy w mojej głowie. Obrazy wspólnie spędzonych chwil. Otarłam oczy wierzchem dłoni i przemoknięta do suchej nitki weszłam do budynku.
- Cześć – powiedziałam i nachyliłam się, by złożyć pocałunek na jego suchych wargach.
- Witaj. Znów płakałaś?
Zapomniałam, że znamy się za długo, że on potrafi wszystko wyczytać z mojej twarzy. Bez słowa przytuliłam głowę do jego piersi, falującej pod wpływem miarowego oddechu. Zaczął delikatnie gładzić moje mokre włosy. 
- Jestem beznadziejna – powiedziałam cicho.
- Dlaczego?
- To ja powinnam pocieszać ciebie, nie ty mnie. 
- To, że lekarze nie dają mi żadnych szans, jeszcze nic nie znaczy… – odparł smutno.
- Proszę, nie rozmawiajmy o tym – wyszeptałam, szklisty wzrok kierując za okno, ku sylwetkom nagich drzew.
- Musimy o tym porozmawiać. Wkrótce może mnie tu już nie być. Chciałbym zdążyć się z tobą pożegnać. W przeciwnym razie nie będę mógł odejść w spokoju. 
- Nie chcę, żebyś zostawił mnie samą – powiedziałam drżącym głosem. 
- To nieuniknione.
- Nie! – krzyknęłam histerycznie, waląc pięściami w uda. Wtedy on ujął moje dłonie i spojrzał na mnie przejętym wzrokiem.
- Dziękuję ci za wszystko – powiedział – za każdy twój uśmiech, łzę, krzyk, który nieraz zamierał na ustach. Za dobre i złe słowa. Za życie, które nie było ani moje, ani twoje, tylko nasze. Dziękuję ci za to, że byłaś przy mnie zawsze, gdy cię potrzebowałem. Nawet, gdy nie chciałem się do tego przyznać. 
- Jestem ci wdzięczna za twoje słowa i czyny – wyszeptałam łamiącym się głosem. – Zwłaszcza za dzień, w którym po raz pierwszy mnie przytuliłeś. Powiedziałeś, że jesteśmy najgłupszymi ludźmi na świecie. Gdy zdziwiona zapytałam, czemu tak sądzisz, odpowiedziałeś, że jesteśmy głupi, bo nie jesteśmy razem. Płakaliśmy wtedy oboje, uświadomiwszy sobie, że prawdziwe szczęście było tak blisko. 
- Dziękuję ci za to, że jesteś teraz ze mną. Za to, że nie jesteśmy już oddzielnymi duszami błąkającymi się po świecie, ale jedną duszą zamkniętą w dwóch ciałach. Dziękuję za każdy twój oddech, czułe spojrzenie. 
- Ja… Ja nie chcę, żebyś odchodził – powiedziałam cicho. W moim gardle narastała wielka kula rozpaczy. Zagryzłam dolną wargę i wzniosłam ku niemu oczy przepełnione bólem. Moje serce biło szybko i mocno, tak, jakby chciało zniszczyć klatkę piersiową, by móc połączyć się z nim na zawsze. 
- Pragnę tylko jednego. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Nie płacz, gdy odejdę. Sercem na zawsze pozostanę z tobą.
Przylgnęłam do niego, jak mała dziewczynka, nie mogąc powstrzymać łez. Płakałam, a wraz ze słonymi kropelkami, wypływała cała chęć do życia. Trzęsłam się i dławiłam smutkiem. 
- Żegnaj – wyszeptał, przyciskając mnie do siebie. 
- Że… żegnaj – wyjąkałam z trudem. Przytuliłam go jeszcze mocniej, w obawie, że widzimy się po raz ostatni. Łapczywie wdychałam jego zapach. Potem nasze usta się zetknęły, a czas stanął w miejscu. Byliśmy tylko my – jedna dusza, jedno ciało, jedno serce. Wymiana uczuć za pośrednictwem wilgotnych warg. Dookoła nas tylko szarość, strugi deszczu spływające po szybie i nasze miarowe oddechy wśród rozregulowanego świata.
Potem Patryk zapadł w śpiączkę. Przychodziłam co dzień do szpitala, by z nim porozmawiać, mimo że nie miałam pewności, czy mnie słyszy. Nieraz mój płacz odbijał się od pustych ścian, gdy trzymałam go za rękę nie wiedząc, czy jeszcze kiedyś otworzy oczy. Cały czas cierpiałam, jednocześnie dziękując Bogu, za każdą kolejną dobę jego życia. Wierzyłam, że dzień, w którym wybudzi się ze śpiączki kiedyś nastąpi, a wtedy będziemy już na zawsze razem. 
Pewnego wiosennego dnia, gdy jak co dzień przyszłam do szpitala, zastałam puste łóżko. Zdruzgotana zaczęłam płakać, pewna najgorszego. Opadłam bezsilnie na podłogę, ukryłam głowę między kolanami i pozwoliłam, by cały mój żal zmaterializował się na policzkach w postaci łez. Wtedy poczułam, że ktoś siada koło mnie i obejmuje mnie ramieniem. Podniosłam głowę.
- Patryk!
- Czemu płaczesz? 
- Myślałam, że nie żyjesz… Czemu nie leżysz w łóżku?
- Chciałem się z tobą przywitać. Powróciłem z zaświatów.
- Jak to? 
- Byłem w niebie, ale wróciłem, bo nie nadszedł jeszcze mój czas. Gdy się obudziłem, wyrwałem te okropne igły i zacząłem cię szukać. 
- Musimy kogoś zawołać! Jeśli znów coś ci się stanie…
- Dobrze, zawołamy lekarza, ale najpierw chcę się z tobą przywitać – to mówiąc zbliżył swoje usta do moich. Podczas tego krótkiego pocałunku, uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakowało. Spojrzał mi głęboko w oczy, mówiąc: 
- Żyję tylko dzięki tobie. Słyszałem każde słowo, które nade mną wypowiadałaś. Widziałem każdą łzę, którą uroniłaś nad moim ciałem. Najgorsze było to, że nie mogłem się poruszyć, pocieszyć cię, przytulić. Najgorszym bólem, było oglądanie twojego cierpienia. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Witaj wśród żywych – powiedziałam, po czym roześmiałam się szczerze.
- Na zawsze razem? – spytał z uśmiechem na ustach.
- Na zawsze. 

Na koniec pragnę wspomnieć, że bardzo ucieszył mnie dziś komentarz pewnej osoby do mojego wiersza na pytano.pl. Oczywiście wszystkie komentarze ucieszyły mnie niezmiernie, ale ten w szczególności: 'Wiersz jest znakomity ! Mam wrażenie że jest w nim cząstka Ciebie..' Bardzo motywujące do dalszego pisania słowa. Dziękuję :).
Co do obrazka, to wzięty z grafiki google, jeśli jest czyjąś własnością (też tak może być xd), to przepraszam, skasuję.


Życzę miłego wieczoru ^^.

wtorek, 21 maja 2013

Witam.
Cóż, prawda jest taka, że powinnam uczyć się fizyki (którą z resztą ubóstwiałam, nim zaczęła jej uczyć pewna nauczycielka, ale to już dłuższa historia dla zainteresowanych). Przedmiot lubię nadal, ale teraz wszystko mnie odciąga od jego nauki, bo wiem, że i tak pewnie moje starania na nic się nie zdadzą. Marudzę. Nie będę się roztkliwiać nad tym, co dziś się działo, było w porządku, zwłaszcza na przerwach. Tak, tęskniłam za graniem w 'dziada' w męskim gronie. Powrót do pięknych czasów podstawówki. 
PRZYNUDZAM, LEPIEJ PRZECZYTAJCIE WIERSZ
A i jeszcze jedno - wstawiam notkę mimo braku komentarzy, bo przecież trzeba się nie poddawać, czyż nie? Dziękuję wszystkim czytającym, jeśli takowi są - zostawiajcie komentarze, proszę, wtedy będę wiedziała, że pisanie tego bloga ma jakiś sens.
Może napiszę wam dziś kilka tekstów? Nijak mają się do mojego dzisiejszego humoru. W tej chwili jestem szczęśliwa. Jednak słowa które wydobywają się z mojej duszy, gdy w oczach goszczą łzy, są głębsze, bardziej refleksyjne. 

POMÓŻ MI
Pomożesz mi zwyciężyć śmierć
magią swoich źrenic?
Przegonisz ją cichym oddechem?
Szeptem przebudzisz znów Sens,
ukryty gdzieś na dnie serca?
Podniesiesz mnie,
pomożesz wstać,
nim zapadnę się 
w nicość
na zawsze?
Obronisz przed krzykiem mnie samej?
Moich myśli
zadających mi ból?
Ujmiesz dłoń,
zimną ze smutku
zapewniając tym samym
poprawę?
Czy jesteś w stanie
obronić mnie 
przede mną?
Mną samą.
Czy jesteś w stanie 
uśmierzyć ból?
Czy jesteś w stanie
pokochać..?

***
(moje przemyślenia w majówkę)
Śmierć i Miłość nadchodzą niespodziewanie. Są siostrami bliźniaczkami. Śmierć zabija od razu, miłość powoli. Śmierć, nie pytając nas o zdanie, Miłość wybieramy sami.
Nie. To nie miłość zabija. To jej nagły brak wyżerający nam serce od środka. Wtedy ją przeklinamy. I błagamy jej siostrą, by przyszła po nas. One jednak są bezduszne. Nigdy nie słuchają naszych próśb, krzyku, bawią się nami, lubią, gdy cierpimy. Zabierają nam oddech, życie marzenia... Śmierć i Miłość. Tylko ich tak się boję, pragnąc ich jednocześnie całą duszą. Raniące, lecz którym jestem w stanie wybaczyć to cierpienie za cenę ulgi. Spokojnego oddechu. Pewności. Sensu.

***
(taki dialog, który napisałam jeszcze w okresie mojego półrocznego doła)

- Miłość? Czym jest miłość?
- Nie wiesz?
- Jak człowiek, który nienawidzi samego siebie, ma kochać innych? Jak w ogóle mają obchodzić go inni, gdy nie chce dalej żyć? I wreszcie: jak ma być wdzięczny komuś, kto dał mu życie, skoro usilnie chce się tego życia pozbyć? Nie ma jednak odwagi...
- Raczej ma odwagę. By żyć.
- Nie. Jest tchórzem. Chce zakończyć tę mękę. 
- Tylko tak myśli. Serce, rozum i dusza, to trzy różne rzeczy.
- Gdy jednak dusza gnije, to samo dzieje się z sercem i umysłem. Zapełnia się przeżartymi rdzą obrazami. Jedyną ucieczką od pożarcia człowieka przez pleśń jest śmierć.
- Przykro mi, że tak myślisz - odparł, po czym odszedł.


Pragnę napomknąć, że nie jestem smutasem, potrafię śmiać się całymi godzinami z moimi przyjaciółkami. Wymyślamy najgłupsze historyjki na świecie :). Jednak gdy jestem sama, bardzo często nawiedzają mnie czarne myśli, którym daję upust w moich tekstach. Tak, wcześniej miałam 'doła' przez bite 5 miesięcy, ale bardzo pomogła mi pewna osoba, której niezmiernie dziękuję. Życie mi się naprawiło. Teraz jednak czuję, jakby wszystko wracało i bardzo się o to boję. Może to tylko okres dojrzewania. Może. Jestem jednak wrażliwa i obawiam się, że tym razem nie wytrzymam. Wybaczcie, że się żalę, ale czasem trzeba się z kimś podzielić odrobiną przemyśleń, bo „Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych śmierdzących myśli, jeśli ich nie wypowiesz.”. 'Oskar i Pani Róża' to dobra książka, uwielbiam dzieła przepełnione sentencjami.


Chcielibyście teraz przeczytać coś wesołego? 

Nutka na dziś: happysad - manewry szczęścia :)

Pa ^^. 




niedziela, 19 maja 2013

mini-opowiadanko o miłości

Witam
Dziś wstawiam takie mini-opowiadanie (nie będę na samym początku wstawiać tasiemców, żeby nikogo nie zrazić). Jest to raczej tekst zawierający moje uczucia i przemyślenia, sformułowany w historię dwojga nastolatków. 2 (pozytywne oczywiście :)) komentarze = dodam następną notkę. Zapraszam do czytania.



***
- Myślisz, że to prawda, że każdy człowiek jest inny?
- Tak. To bez wątpienia fakt.
- W takim razie, nie mam po co żyć.
- Dlaczego?
- Nie mogę być z tobą. Nigdy też nie poznam nikogo takiego, jak ty. Zatem moje życie właśnie straciło sens.
- Możemy być razem – wyszeptał.
- Jak to?
- Po śmierci…
 Spojrzała ku niemu z zapałem w oczach i przerażeniem na niemych wargach. Otwarte dłonie wyrażały pytanie.
- Nie, nie mam zamiaru nas zabijać – powiedział przeciągle.
- Wobec tego, co miałeś na myśli?
-Teraz żyjemy. Oddychamy. Myślimy o sobie. Nigdy nie zapomnimy…
- I co w związku z tym?
- … Będziemy żyć nadal. Może z kimś innym. Może nawet gdy dorośniemy założymy rodziny. Tak, zapewne. Nigdy jednak o sobie nie zapomnimy. Będziemy żyć dobrze, pracując na niebo, a gdy w końcu umrzemy, nasze dusze będą mogły się połączyć. Nareszcie będziemy razem, rozumiesz? – zapytał, ujmując jej dłonie i spoglądając prosto w zaniepokojone oczy.
- Co, jeśli umrzesz pierwszy?
- Będę nad tobą czuwał.
- A co, jeśli… - urwała, po czym usiadła, kryjąc twarz za zasłoną delikatnych dłoni. Zaczęła bujać się rytmicznie w takt cichego szlochu. Przycupnął obok, obejmując ją z czułością.
- Co, jeśli nie ma nieba? Jeśli po śmierci nie ma nic, kompletnie nic, jeśli przegramy to życie i już nigdy nie będziemy razem? Co wtedy? – powiedziała na jednym oddechu, po czym znów zaczęła topić ból i wątpliwości w słonych kroplach spływających wzdłuż policzków.
- Jest niebo. Jest Bóg. To nasza jedyna nadzieja. Nie płacz. To nasza ostatnia szansa.
- Zabierz mnie stąd – powiedziała błagalnie, patrząc na niego mokrymi oczami.
- Chciałbym. Tak bardzo chciałbym. Jesteśmy jednak tylko głupimi dzieciakami, co by się z nami stało, skąd wzięlibyśmy pieniądze, skąd…
Jeszcze raz spojrzał w głąb tych zrozpaczonych, zdesperowanych źrenic. Nie było na świecie już nic, tylko ten ból i miłość pomiędzy nimi. Wstał i odwrócił wzrok. Wtedy wyciągnęła ku niemu rękę. Gdy ją ujął, przyciągnęła go do siebie. Objęła go nerwowo i zaczęła szeptać do ucha:
- To życie, jeśli będzie trwało choćby 3 dni, 3 dni bez ciebie będzie piekłem. Sama nie wiem, co powinniśmy zrobić, to jest zbyt trudne. Chciałabym żebyś był szczęśliwy, ale ze mną, z nikim innym. Czy tylko śmierć może nas ocalić? Czy tylko ona może dać nam życie?
- Nie wiem. Sam nie wiem, ale przecież musi być jakieś wyjście. Im więcej myślę, tym więcej mam wątpliwości, więc nie pytaj. Wytrwamy. Będziemy widywać się potajemnie? Nie, to się nie uda. Ale nigdy nie zapomnę i nie stracę nadziei, możesz mi wierzyć. Nigdy.
- ja też.
- Jestem zmęczony. To być może nasz ostatni wieczór razem. Nie chcę spać, ale to silniejsze ode mnie. Czy mógłbym chociaż cię przytulić, czuć, że jesteś obok?
- A co, jeśli nas znajdą?
- Wtedy być może nasza śmierć nastąpi trochę szybciej, niż powinna.
- Kocham cię.
Ja ciebie też. Nawet nie wiesz, jak bardzo – wyszeptał, zamykając zmęczone życiem powieki. Jeszcze nie wiedzieli, że w pomieszczeniu ulatnia się bezwonny gaz, a ich rodzice znajdą ich rano martwych i będą obwiniać siebie nawzajem. Jeszcze nie wiedzieli, że ich marzenie spełni się tak szybko. Nie mieli pojęcia, że następnego dnia obudzą się szczęśliwymi aniołami, na których drodze nie stanie już żadna przeszkoda…
napisane 1.04.2013 godz. 22:38


Dla zainteresowanych dodam, że rodzice nastolatków - ojciec chłopaka i matka dziewczyny, nie pozwalali im być razem, ponieważ sami kiedyś byli w sobie zakochani. Darzyli siebie wielką miłością, ale wszystko się popsuło. Mieli do siebie żal, cierpieli, nie chcieli, żeby to samo spotkało ich dzieci. Popełnili jednak znaczący błąd. W ten sposób wywołali tragedię. Przecież gdyby pozwolili istnieć tej miłości łączącej dziewczynę i chłopaka, pozwoliliby im być razem, para nie musiałaby się ukrywać, nie musiałaby umrzeć. Na siłę próbując ochronić bliskich przed cierpieniem możemy zrobić im jeszcze większą krzywdę. To było egoistyczne. Nikt nie pytał zakochanych, co daje im szczęście. Dostali tylko rozkaz, którego mieli przestrzegać. Rozkaz skazujący ich na cierpienie...
Dziękuję wszystkim, którzy to przeczytali. 
Pozdrawiam wszystkich, którzy to rozumieją (czemu tak mówię? Dłuższa historia, o mojej koleżance, która jest tak prosta, że aż mnie dobija. Uważa, że śmierć za miłość to nic. Jeśli chcecie, to wam kiedyś opowiem). 
Co chcecie następne - wiersz, czy jakieś normalnej długości opowiadanie, a może przemyślenia o życiu? 
Na zakończenie macie dobrą nutkę : Bullet for my valentine- tears don't fall
Miłego wieczoru ^^. 

wtorek, 14 maja 2013

pierwszy post

Witam.
To mój pierwszy blog. Cóż, może to nie najlepszy pomysł zaczynać moją wypowiedź tak trywialnym zdaniem. Jednak wolę was uprzedzić, gdyż mogę robić jakieś błędy, czy coś. Wypadałoby się przedstawić... 
Jejku, to mi się raczej nie zdarza, ale nie wiem, co napisać. Podejrzewam, że łatwo będzie się domyślić, jaka jestem na podstawie moich tekstów. Na razie przewiduję podzielić się z wami moimi wierszami i opowiadaniami.
O NIE, PRZYNUDZAM! 
Zatem dosyć gadania. Rozpocznę losowym wierszem. O, ten akurat napisałam 11.04.2013. 

BOJĘ SIĘ
Boję się.
Tak bardzo.
Okruchy strachu mam pomiędzy
wargami,
w oczach,
w sercu.
Lęk płynie żyłami, 
obezwładnia ciało. 
Patrzę przed siebie,
źrenice wypełnia niepewność.
Ból pomiędzy żebrami
rozpycha je, szuka ujścia.
Krzyczę bezgłośnie, umierając we wnętrzu.
Rozpaczliwie próbuję złapać swoje życie,
które przelatuje mi między palcami.
Czyiś śmiech.
Mój strach.
Kulę się w sobie.
Bezłzawo płaczę.
Bezdesznie oddycham.
Cierpię.
Cierpię ze strachu.
Zamykam oczy
zasnute tą niepewnością
i nie mam pojęcia, 
czy otworzę je jutro.
I nie mam pojęcia,
czy wytrzymam w tym strachu
sama
w czarnym pokoju bez okien,
bez pewności, 
bez Ciebie.
W czarnym pokoju bez uczuć.



Tyle na dziś. Dziękuję odwiedzającym. 

O i macie dobrą nutkę : Nirvana - Smells like teen spirit

Pa ^^.