piątek, 31 maja 2013

opowiadanie - 'Demon' cz. II

CD.

- Jak to? - zapytał z przerażeniem w głosie. Nie cofnął się jednak. Usiadł na brązowym dywanie zgniłych liści. Liści pokrytych pleśnią, tak, jak moje serce. 
- Jesteś pewien, że chcesz to usłyszeć? - zapytałam, osuwając się na ziemię. 
- Tak. W końcu jestem twoim przyjacielem. 
- Od czego by tu zacząć... - szepnęłam, czując, jak wielka kula wypełnia moje gardło. Spojrzał na mnie, próbując dodać mi otuchy. Chyba nie wierzył w moje słowa. Myślał, że zwariowałam. Było mi już wszystko jedno. Patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem, zaczęłam swoją opowieść. 
- Jakiś czas temu, to będzie około dwóch tygodni, a może miesiąc temu...
- Czyli od kiedy zaczęłaś się dziwnie zachowywać.
-... przyśnił mi się pewien sen. Widziałam w nim siebie, śpiącą spokojnie i tajemniczą postać nade mną. Mężczyzna brał do ręki poduszkę, uśmiechał się złowieszczo, po czym zaczynał mnie dusić. Wyrywałam się, krzycząc, lecz nikt mnie nie słyszał. Potem postać brała to, co miałam najcenniejsze - moje rękopisy - i paliła je, śmiejąc się do siebie .
Zapadła chwilowa cisza. Musiałam zebrać myśli. 
- Na początku sądziłam, że to tylko zły sen. Nie przejęłam się nim zbytnio. Motyw śmierci i tortur jednak, zaczął przewijać się w moich snach coraz częściej...
- To tylko sny...
- Pewnego dnia go zobaczyłam. Mężczyznę z moich snów. Uśmiechnął się do mnie 'tym' uśmiechem. Zaczęłam uciekać. Już wiedziałam. Byłam pewna, że po mnie wróci.
Nagle zerwał się wiatr. Zsunął wstążkę z moich włosów. Ogarnął mnie chłód. Zaczęłam się trząść.
- Zakopałam w ziemi wszystkie moje teksty, zrobiłam ich kopie na komputerze. Nie spałam całe noce. Byłam pewna, że w końcu po mnie przyjdzie. 
- To dlatego wciąż miałaś cienie pod oczami...
- Zaskoczył mnie. Pewnego wieczoru udałam się na bal maskowy. Zrobiłam to tylko po to, żeby nie zastał mnie w domu. Na niebie widniał księżyc czerwony, jak krew. Stałam przy ścianie. Nagle, jakiś chłopak poprosił mnie do tańca. Chciałam stwarzać pozory, więc przystałam na jego propozycję. Tańczyliśmy, gdy wnet uświadomiłam sobie... TEN wzrok. JEGO wzrok.
- Chwila, przecież mówiłaś, że napastnik był mężczyzną. Tańczyłaś zaś z młodym chłopakiem...
- Mój partner się uśmiechnął, a ja, wystraszona, pobiegłam do łazienki. Przewróciłam się przed samym wejściem i niemal doczołgałam się do środka. Serce próbowało zniszczyć barierę z żeber, uderzając o nie z niebywałą siłą. Myśli błądziły wokół jednego słowa: 'koniec'. Oddech stał się szybki, urywany. Starałam się go wstrzymać, aby nie dać bandycie przewagi, by nie słyszał choćby najcichszego szmeru. Wbiegłam do kabiny, próbując zamknąć za sobą drzwi. Niestety, ktoś urwał zamek. Słyszałam zbliżające się kroki... Szybko wyciągnęłam z torebki scyzoryk, który zawsze nosiłam przy sobie. Nie oddychałam. Nagle, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi tuż obok. 'Zaraz tu wejdzie' - myślałam. Nie myliłam się. Nie minęła sekunda, gdy zobaczyłam znajomą twarz w drzwiach kabiny. Napastnik miał w ręku gruby szal. Przerażona, nie potrafiłam wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Musiałam działać błyskawicznie. Wskazałam palcem przestrzeń za nami, a gdy chłopak się odwrócił, wbiłam mu w plecy ostre narzędzie. Po lewej stronie... Nie wiem, skąd wzięło się we mnie tyle energii, ale odepchnęłam go i zaczęłam uciekać co sił. Nie gonił mnie. Nie widziałam go, ani nie śniłam o nim od tej pory...
W końcu spojrzałam na swojego słuchacza. Ku mojemu zdziwieniu, jego oczy były zaokrąglone i widziałam w nich wiarę i zrozumienie.
- Broniłaś się...
- Jak to udowodnię? Nie mam nawet najmniejszego zadrapania... Poza tym, to mnie nie usprawiedliwia. Jestem morderczynią. Nie jestem już człowiekiem. Nie potrafię nawet płakać...
- Nie mogłaś postąpić inaczej. Chciał cię zabić. 
- To były sny...
- Fakt, że stał przed tobą z szalikiem, też był snem? Nie? No właśnie. Wstawaj, idziemy o wszystkim powiedzieć policji.
- Nie mam prawa żyć... Jestem zabójcą. Jestem zła. Potwór. Muszę... Muszę ze sobą skończyć - to mówiąc, próbowałam wydostać nóż z mojej torebki. W tym momencie chwycił ją i rzucił daleko. Złapał mnie za rękę i spojrzał mi prosto w oczy. 
- Musimy iść na policję, rozumiesz? - zapytał spokojnie, aczkolwiek stanowczo. Kiwnęłam głową. 
- Świetnie. Chcę cię znów widzieć wśród żywych - to mówiąc, ścisnął mocniej moją dłoń i zaczął ze mną opuszczać las. Wtem jednak, stało się coś nieoczekiwanego. Zza dużego drzewa wychyliła się potworna postać z szalem w dłoniach - całym ubroczonym krwią. Przerażona, schowałam się za moim przyjacielem.
- Kim jesteś? Skąd przychodzisz? - zapytał mój towarzysz. 
- Jestem jej ojcem. Przychodzę z Piekła - odparł mężczyzna.
Wystraszona, wtuliłam twarz w kurtkę chłopaka. Nie ważyłam się odezwać. Duch. Duch zabójcy przyszedł po mnie. 
- Sądziłaś, że ze mną skończyłaś? Jesteś śmieszna. Czy widzisz gdzieś jakieś blizny, ślady pchnięcia nożem? Jestem duchem. Nie żyję. Ty wkrótce także będziesz martwa. 
- Skoro jesteś jej ojcem, to dlaczego chcesz ją skrzywdzić? - spytał mój kolega, po to tylko, aby przedłużyć czas, nim nadjedzie nieubłaganie chwila śmierci. Naszej śmierci. Sam dostrzegł beznadziejność naszego położenia. Czy można zabić ducha? 
- Całe życie poświęciłem pisarstwu. Całe życie! W końcu oszalałem. Stałem się dzikim cmentarzem niespełnionych nadziei i pragnień. Włożyłem tyle wysiłku w książki, które były tak infantylne, że nikt nie chciał ich czytać. Wyrzekłem się rodziny, przyjaciół, a nawet samego siebie. Gdy byłem już u kresu życia, zacząłem zabijać i kraść, by zdobyć pieniądze na jedzenie. Byłem wrakiem człowieka. Umarłem w kompletnym zapomnieniu. Moje ciało nie zostało nawet pogrzebane. Zjadły je robaki i wyleniałe kruki, śpiewające nad nim swoją smętną pieśń. 
- Ale czemu postanowiłeś zabić swoją córkę? 
- Ponieważ osiągnęła bez wysiłku to, co nigdy mi się nie udało. Pisze. Dobrze pisze. Ma przyjaciela. Prawdziwego, nie bandę sępów, żerujących na niej. Ma rodzinę. Czemu ja, który tak się starałem, nie zostałem pisarzem? Czemu ona, która nie docenia swojego talentu i chowa wszystko do szuflady, jest szczęśliwa? Nie zasługuje na szczęście! Zostanie potępiona, jak jej ojciec. Spalę wszystko, co kiedykolwiek napisała! 
Wtedy, w mojej oszołomionej głowie, ukazała się słaba myśl. Aby zabić demona, a raczej żeby sprawić, że wróci tam, skąd przyszedł, potrzebny jest ogień. Trzeba go podpalić, pozwolić mu płonąć. Wiedziałam dobrze, że mój przyjaciel pali papierosy. Wsunęłam niepostrzeżenie dłonie do kieszeni jego jeansów. Jest! Zapalniczka. Nie miałam w sobie dość odwagi, by zniszczyć ducha. Delikatnie wsunęłam przedmiot w dłoń chłopaka. Zrozumiał. Ścisnął ją mocniej, po czym przemówił.
- Masz jeszcze szansę na szczęście. Możesz wybrać niebo. Naprawić błędy. 
- Dla mnie jest już za późno.
- Nigdy nie jest za późno. Pamiętaj moje słowa. Masz jeszcze szansę - to mówiąc, powoli zbliżył się do ducha.
- Jestem zły. Na zawsze pozostanę zły.
Wtedy mój przyjaciel nagle upadł przed demonem. Sądziłam, że się potknął i zatkałam usta, by nie krzyknąć. On jednak zrobił to umyślnie. Podpalił stopy ducha, po czym błyskawicznie powstał. Potwór zaczął się spalać czerwonym, gorącym płomieniem. Złapałam mojego towarzysza ze rękę i zamknęłam oczy. 
- Jeszcze masz szansę - wyszeptał chłopak, a jego ręka się zatrzęsła. - Nigdy nie jest za późno. 






Niestety, nie znalazłam w internecie obrazka, nawiązującego jakoś do mojego tekstu, nawet dobrego demona. Mam nadzieję, że opowiadanie się podobało, mile widziane komentarze :). Dziś miałam wenę, toteż dokończyłam wreszcie opowiadanie o miłości pt. 'Chcę cię dotknąć'. Przepiszę, gdy będę mieć wolną chwilę. 
Marzę o tym, by w końcu przeczytać 'Marinę' autorstwa mojego ulubionego pisarza - Carlosa Ruiza Zafóna. Uwielbiam go, jest geniuszem. 
Skończyłam czytać książkę 'Kot który czytał wspak' Lilian Jackson Brown. Można się przy niej rozerwać, jednocześnie dowiadując się trochę o sztuce. No i to, co dla mnie w książce najważniejsze - jest napisana dobrym językiem. Nie takim, jak pisze Zafón, ale też nie tak znienawidzonym przeze mnie językiem prostych (bo nie każdych, znam wyjątki od tej reguły) książek młodzieżowych. Szybko się czyta. Wypożyczę kolejny tom.
Dzień jakiś taki spokojny... Dawno takiego nie było. 
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam miłego wieczoru.

PS. Przepraszam za te 'i' oraz 'w' na końcu wersów, nie potrafię tego poprawić. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz