czwartek, 23 maja 2013

Kolejne o miłości + moje przemyślenia

Witam.
Przeglądałam przed chwilą zawartość pudełka po butach z moją twórczością (całkiem dobry schowek, nikt jeszcze nie wpadł na to, żeby tam zajrzeć), zastanawiając się, co dziś opublikować i doszłam do kilku wniosków:
1. Kiedyś byłam bardzo nieszczęśliwa, rozpaczliwie błagałam w tekstach o miłość, zrozumienie i akceptację, o bycie potrzebną. Cóż, teraz co prawda również dość często dopadają mnie myśli o śmierci, braku sensu i okrucieństwie świata, jednak ból, którym przepełnione jest to wszystko, co napisałam wtedy... To nie było zwyczajne cierpienie, ja wprost się nim dławiłam.Jak dobrze, że moje modlitwy zostały wysłuchane... O nie, zbaczam na drażliwy dla wielu temat wiary, wróćmy do moich przemyśleń.
2. Jak na razie nie podałam adresu tego bloga nikomu ze znajomych. Dlaczego? Boję się, że gdy poznają dawną, przepełnioną czystym bólem i smutkiem mnie, zatopioną w mojej twórczości, gdy ujrzą to wszystko, co cały czas zabijało mnie od środka, gdy milczałam, studiując książkę od biologii, to trochę się przestraszą. Tym bardziej, że w szkole często się śmieję, wygłupiam, co prawda okazuję wszystkie uczucia, lecz mój smutek z pozoru na pewno nie przypomina tak wielkiego. 
O nie, rozpisałam się nie na temat. Myślę jednak, że warto czasem podzielić się z kimś swoimi spostrzeżeniami i przeżyciami. 
Dziś chciałabym podzielić się z wami pewnym opowiadaniem, które napisałam jakoś w październiku, na konkurs. Nic nie wygrało, ale dla mnie najważniejsze były łzy w oczach mojej mamy i uśmiech na ustach pani od j. polskiego. Gdy widzę, że moje pisanie ma sens, że ktoś je docenia... To jedno z najpiękniejszych uczuć. Uczucie bycia potrzebnym. 
Opowiadanie mówi o miłości i nadziei. Cóż 'kolejne ckliwe opowiadanie zakochanej gimbuski' - powiecie. Nie. Jak każdy mój tekst, ma cząstkę mnie i jest dla mnie ważne. Zapraszam do lektury. 


POŻEGNANIE. POWITANIE.
Był chłodny, listopadowy poranek. Stąpałam przez szarość, pogrążona w rozmyślaniach. Zimne krople spadające z nieba, mieszały się z moimi łzami. Patryk. Patryk był chory. Nikt nie wiedział, czy z tego wyjdzie. Właśnie szłam do szpitala na spotkanie z nim. Jesienne liście wirowały, jak obrazy w mojej głowie. Obrazy wspólnie spędzonych chwil. Otarłam oczy wierzchem dłoni i przemoknięta do suchej nitki weszłam do budynku.
- Cześć – powiedziałam i nachyliłam się, by złożyć pocałunek na jego suchych wargach.
- Witaj. Znów płakałaś?
Zapomniałam, że znamy się za długo, że on potrafi wszystko wyczytać z mojej twarzy. Bez słowa przytuliłam głowę do jego piersi, falującej pod wpływem miarowego oddechu. Zaczął delikatnie gładzić moje mokre włosy. 
- Jestem beznadziejna – powiedziałam cicho.
- Dlaczego?
- To ja powinnam pocieszać ciebie, nie ty mnie. 
- To, że lekarze nie dają mi żadnych szans, jeszcze nic nie znaczy… – odparł smutno.
- Proszę, nie rozmawiajmy o tym – wyszeptałam, szklisty wzrok kierując za okno, ku sylwetkom nagich drzew.
- Musimy o tym porozmawiać. Wkrótce może mnie tu już nie być. Chciałbym zdążyć się z tobą pożegnać. W przeciwnym razie nie będę mógł odejść w spokoju. 
- Nie chcę, żebyś zostawił mnie samą – powiedziałam drżącym głosem. 
- To nieuniknione.
- Nie! – krzyknęłam histerycznie, waląc pięściami w uda. Wtedy on ujął moje dłonie i spojrzał na mnie przejętym wzrokiem.
- Dziękuję ci za wszystko – powiedział – za każdy twój uśmiech, łzę, krzyk, który nieraz zamierał na ustach. Za dobre i złe słowa. Za życie, które nie było ani moje, ani twoje, tylko nasze. Dziękuję ci za to, że byłaś przy mnie zawsze, gdy cię potrzebowałem. Nawet, gdy nie chciałem się do tego przyznać. 
- Jestem ci wdzięczna za twoje słowa i czyny – wyszeptałam łamiącym się głosem. – Zwłaszcza za dzień, w którym po raz pierwszy mnie przytuliłeś. Powiedziałeś, że jesteśmy najgłupszymi ludźmi na świecie. Gdy zdziwiona zapytałam, czemu tak sądzisz, odpowiedziałeś, że jesteśmy głupi, bo nie jesteśmy razem. Płakaliśmy wtedy oboje, uświadomiwszy sobie, że prawdziwe szczęście było tak blisko. 
- Dziękuję ci za to, że jesteś teraz ze mną. Za to, że nie jesteśmy już oddzielnymi duszami błąkającymi się po świecie, ale jedną duszą zamkniętą w dwóch ciałach. Dziękuję za każdy twój oddech, czułe spojrzenie. 
- Ja… Ja nie chcę, żebyś odchodził – powiedziałam cicho. W moim gardle narastała wielka kula rozpaczy. Zagryzłam dolną wargę i wzniosłam ku niemu oczy przepełnione bólem. Moje serce biło szybko i mocno, tak, jakby chciało zniszczyć klatkę piersiową, by móc połączyć się z nim na zawsze. 
- Pragnę tylko jednego. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Nie płacz, gdy odejdę. Sercem na zawsze pozostanę z tobą.
Przylgnęłam do niego, jak mała dziewczynka, nie mogąc powstrzymać łez. Płakałam, a wraz ze słonymi kropelkami, wypływała cała chęć do życia. Trzęsłam się i dławiłam smutkiem. 
- Żegnaj – wyszeptał, przyciskając mnie do siebie. 
- Że… żegnaj – wyjąkałam z trudem. Przytuliłam go jeszcze mocniej, w obawie, że widzimy się po raz ostatni. Łapczywie wdychałam jego zapach. Potem nasze usta się zetknęły, a czas stanął w miejscu. Byliśmy tylko my – jedna dusza, jedno ciało, jedno serce. Wymiana uczuć za pośrednictwem wilgotnych warg. Dookoła nas tylko szarość, strugi deszczu spływające po szybie i nasze miarowe oddechy wśród rozregulowanego świata.
Potem Patryk zapadł w śpiączkę. Przychodziłam co dzień do szpitala, by z nim porozmawiać, mimo że nie miałam pewności, czy mnie słyszy. Nieraz mój płacz odbijał się od pustych ścian, gdy trzymałam go za rękę nie wiedząc, czy jeszcze kiedyś otworzy oczy. Cały czas cierpiałam, jednocześnie dziękując Bogu, za każdą kolejną dobę jego życia. Wierzyłam, że dzień, w którym wybudzi się ze śpiączki kiedyś nastąpi, a wtedy będziemy już na zawsze razem. 
Pewnego wiosennego dnia, gdy jak co dzień przyszłam do szpitala, zastałam puste łóżko. Zdruzgotana zaczęłam płakać, pewna najgorszego. Opadłam bezsilnie na podłogę, ukryłam głowę między kolanami i pozwoliłam, by cały mój żal zmaterializował się na policzkach w postaci łez. Wtedy poczułam, że ktoś siada koło mnie i obejmuje mnie ramieniem. Podniosłam głowę.
- Patryk!
- Czemu płaczesz? 
- Myślałam, że nie żyjesz… Czemu nie leżysz w łóżku?
- Chciałem się z tobą przywitać. Powróciłem z zaświatów.
- Jak to? 
- Byłem w niebie, ale wróciłem, bo nie nadszedł jeszcze mój czas. Gdy się obudziłem, wyrwałem te okropne igły i zacząłem cię szukać. 
- Musimy kogoś zawołać! Jeśli znów coś ci się stanie…
- Dobrze, zawołamy lekarza, ale najpierw chcę się z tobą przywitać – to mówiąc zbliżył swoje usta do moich. Podczas tego krótkiego pocałunku, uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakowało. Spojrzał mi głęboko w oczy, mówiąc: 
- Żyję tylko dzięki tobie. Słyszałem każde słowo, które nade mną wypowiadałaś. Widziałem każdą łzę, którą uroniłaś nad moim ciałem. Najgorsze było to, że nie mogłem się poruszyć, pocieszyć cię, przytulić. Najgorszym bólem, było oglądanie twojego cierpienia. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Witaj wśród żywych – powiedziałam, po czym roześmiałam się szczerze.
- Na zawsze razem? – spytał z uśmiechem na ustach.
- Na zawsze. 

Na koniec pragnę wspomnieć, że bardzo ucieszył mnie dziś komentarz pewnej osoby do mojego wiersza na pytano.pl. Oczywiście wszystkie komentarze ucieszyły mnie niezmiernie, ale ten w szczególności: 'Wiersz jest znakomity ! Mam wrażenie że jest w nim cząstka Ciebie..' Bardzo motywujące do dalszego pisania słowa. Dziękuję :).
Co do obrazka, to wzięty z grafiki google, jeśli jest czyjąś własnością (też tak może być xd), to przepraszam, skasuję.


Życzę miłego wieczoru ^^.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz