wtorek, 23 lipca 2013

Tajemnica - rozdział IV

No tak, nie ma z kim iść nad wodę, zatem będzie nowy post. Czas wolny powinien być konstruktywny. Na czym to ja skończyłam ostatni rozdział? Ach, już wiem. Wymyślane na świeżo:

TAJEMNICA - ROZDZIAŁ IV

- Nie idź tak szybko - poprosiłam cicho. Na moją prośbę zwolnił kroku. Było już widać dom. Strach przemykał w mojej głowie niczym zając, znacząc umysł krwawymi śladami. Niemiłosiernie się trzęsłam.
- Zostań tu - wyszeptał, puszczając moją dłoń. 
- Ale...
- Proszę, zaufaj mi. Muszę załatwić to sam. Jesteś przerażona, możesz tylko pogorszyć sytuację. 
Przytaknęłam i usiadłam na suchej, żółtawej trawie. Miał rację. Wyglądałam jak półtora nieszczęścia - szeroko otwarte oczy, gęsia skórka, pot. Gdy odchodził, złapałam go nagle za nogawkę spodni.
- Zaczekaj.
- Tak?
- Powodzenia - powiedziałam, uśmiechając się blado.
- Dzięki.

Mateusz ostrożnie otworzył drzwi. U progu stała ciotka. Zupełnie, jakby spodziewała się jego wizyty. 
- Witaj. 
- Dzień dobry.
- Czego chcesz?
- Jestem wnukiem Racheli. 
- Wiem. Twoje oczy... Jej były takie same. Ciekawskie. Pełne życia. Szczere. Domyślam się, po co przyszedłeś.
- Czy opowie mi pani historię Róży? - zapytał miękko, spoglądając wgłąb błękitnych, pokrytych siecią czerwonych żyłek oczu. Kobieta, jak zahipnotyzowana, skinęła głową.
- Od czego by tu zacząć...
- Mamy dużo czasu. Chcę usłyszeć wszystko.
- Wszystko... - szepnęła w przestrzeń, przymykając powieki, po czym zaczęła swoją opowieść: 


Żyła sobie kiedyś mała dziewczynka. Na początku jej życie nie różniło się zbytnio od życia innych dzieci - było wesołe i beztroskie. Jednak z każdym dniem ta sielanka coraz bardziej zaczynała przypominać piekło...
 Dziecko miało na imię Róża. Mieszkało z dwojgiem mądrych i anielsko dobrych rodziców. Dziewczynka uwielbiała rysować - tak, jak jej ojciec. Często też śpiewała radosne, dziecięce piosenki, których nauczyła ją matka. Jedyne problemy, z jakimi borykała się rodzina, to problemy finansowe. Poza tym, wszystko było jak należy. Darzyli się wielką, prawdziwą miłością. W dodatku mama Różyczki spodziewała się drugiego dziecka. Dziewczynka nie mogła się doczekać chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzy młodszą siostrzyczkę lub braciszka. Lubiła przykładać swoją małą główkę do brzucha mamy oraz dotykać go, gdy maluszek 'kopał'. 
 Pewnego dnia, Róża dostrzegła, że mama zachowuje się dziwnie. Była bardzo smutna i nie śpiewała, jak co dzień. Stała na dworze, w deszczu, patrząc gdzieś przed siebie. Gdy dziewczynka na nią spojrzała, jej również zrobiło się smutno, podeszła do kobiety i złapała ją za rękę. 
- Co się stało? Czemu jesteś smutna? - zapytała cicho.
- Dziwnie się czuję. Jakby miało stać się coś złego. Boję się.
- Nie wolno ci się bać! Pamiętasz, jak mówiłaś mi, że strach ma wielkie uszy?
- Oczy - roześmiała się matka. Dziecko wyciągnęło ku niej rączki, po czym mocno ją przytuliło. Nie wiedzieć czemu, po twarzy kobiety spłynęła łza. Nikt jednak nie był w stanie jej dostrzec, pośród padającego deszczu. Nikt, prócz jej samej...
 Kilka dni po tym wydarzeniu, Róża poszła do lasu, by nazbierać leśnych owoców. Pokłuła sobie przy tym palce, lecz było to nieistotne wobec uczucia, które ją ogarnęło. Coś w jej wnętrzu nakazało jej szybko wracać do domu. Rzuciła koszyk pełen owoców i zaczęła biec. 
 Dom płonął. Ogień pożerał jego duszę. Przerażona dziewczynka chciała wejść do środka. Płomienie blokowały jej drogę. 
- Mamo! Tato! - krzyczała jak w transie, zalewając się łzami. Nikt nie słyszał. Nikt nie miał pojęcia, co się stało. Mieszkali na odludziu. Budynek powoli rozsypywał się, niczym szałas z patyków, a płonąć zaczynały również suche krzewy. Róża zaczęła uciekać na oślep, potykając się o jeżyny i kalecząc ciało. Jej oddech był szybki, nierówny. Oczy zamglone. Jedyne, co była w stanie dostrzec, to obraz wyryty w wyobraźni - płonący dom, zapach spalenizny, jej własny krzyk.
Kiedy dziewczynka otworzyła rano oczy, była przekonana, że wszystko było tylko złym snem. Widząc jednak, że śpi na kupce leśnych liści, przestała wątpić w prawdziwość wczorajszych wydarzeń. Chciała krzyknąć, lecz głos uwiązł jej w gardle. Była sama. Bezbronna. Niezdolna zawołać o pomoc. Zrobiła wtedy to, co zawsze robiła jej matka - uklękła pokornie, złożywszy ręce. Zaczęła powoli, bezgłośnym szeptem, wymawiać nieme słowa modlitwy...

- Tam właśnie ją znalazłam. Na stercie suchych, brudnych liści - powiedziała ciotka. - Skuloną. Przerażoną. Bez problemu pozwoliła się wziąć na ręce i zanieść do domu.
- Czyli...
- Wiem, co chcesz powiedzieć. Masz rację. Nie jestem jej prawdziwą ciotką.
Zapadła cisza, przerywana jedynie śpiewem leśnych ptaków. W końcu kobieta, zapatrzona w okno, zaczęła mówić dalej:
- Gdy zabrałam ją do siebie, nie chciała jeść, pić, zażyć kąpieli. Zażądała tylko kartki, ołówka i kredek. Spełniłam jej zachciankę. 
- Co narysowała?
- Miękkim ołówkiem wykonała szkic, a następnie powoli, niemal z gracją, zaczęła wypełniać obrazek kolorami. Przedstawiał jej dom w oddali i paskudnego mężczyznę z blizną pod lewym okiem. Oczy miały barwę płomieni i dało się w nich dostrzec złość, nienawiść. Jego odzienie płonęło. Posiadał majestatyczne, czarne skrzydła. Był demonem. Demonem ognia.
- Co pani zrobiła z rysunkiem?
- Schowałam.
- Mogę go zobaczyć? 
- Oczywiście. 
Kobieta podała Mateuszowi pożółkły ze starości obrazek. Widząc postać, widniejącą w centrum kartki, chłopak doznał szoku. Patrzył martwym wzrokiem prosto w oczy narysowanego monstrum. Po chwili szybko rzucił kartkę na ziemię i wybiegł bez słowa. Cały się trząsł. Siedziałam koło domu i wrzeszczałam prosząc, by przystanął choć na chwilę. Nie słyszał. Myślami musiał być już gdzieś indziej. Gdy zobaczyłam, że moja ostatnia deska ratunku, jedyny przyjaciel, chłopak, którego kochałam, ucieka bez słowa, nie spojrzawszy nawet w moją stronę, poczułam się podle. 'To koniec' - szepnęłam w przestrzeń, po czym otworzyłam powoli drzwi domu.

Kim jest tajemniczy mężczyzna z blizną? Czemu Mateusz zostawił Różę samą w takim momencie? Czy ciotka powiedziała wszystko? Czy demon ognia powróci?



Tego oczywiście dowiecie się z kolejnych rozdziałów. Ach, bycie samemu w domu może być konstruktywne. Wreszcie się skoncentrowałam - co widać po długości rozdziału. Mam też już w głowie wyraźniejszy zarys całej historii. 
Nie będę tu się rozpisywać nie na temat. Odnośnie poprzedniej notki, zawarłam z mamą pewną umowę. Teraz powinno być lepiej. Powinno...
Dziękuję tym, którzy przeczytali. Spodziewajcie się nowego rozdziału... Cóż, nie będę nic obiecywać, ale raczej niedługo.
Miłego dnia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz