niedziela, 21 lipca 2013

Tajemnica - rozdział III, krótkie przemyślenia o udawaniu

Witam znów, po długiej nieobecności. Będę się tłumaczyć, gdy skończę rozdział. miłej lektury.

TAJEMNICA - ROZDZIAŁ III

- Róża... Róża... Róża! 
Krzyk Mateusza dobiegał jakby z oddali. Otaczała mnie gęsta ciemność. Po chwili poczułam, jak woda moczy mi skronie. Otworzyłam oczy. 
- Zemdlałaś.
Jego komentarz był zbędny, dobrze wiedziałam, że straciłam przytomność. Nie pamiętałam tylko w którym momencie. Chciałam się podnieść, lecz poprosił, abym leżała, póki nie odzyskam sił. Spojrzał na mnie przejęty.
- Twoje życie faktycznie jest trudne. Gdy wiesz, kim jesteś, wszystko jest prostsze. Niewiedza i bezsens są najczęstszymi przyczynami samobójstw. Musimy coś z tym zrobić. Powinnaś spróbować pogadać z ciotką.
- Chyba oszalałeś. Ona... mnie zabije, jeśli zorientuje się, że wiem za dużo! - wykrzyknęłam przerażona. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam cicho szlochać. Przytulił mnie mocno i wyszeptał:
- Nie ma innego wyjścia, rozumiesz? Musisz spróbować. Ona wie, dużo wie, ale milczy. Trzeba ją przekupić lub... zaczarować.
- Zaczarować? - spytałam zdumiona, usiadłszy z wrażenia.
- Moja babka podobno była czarownicą. Wiem, że dla większości ludzi to niemądre bajki, ale ja w to wierzę. Myślę, że byłaby w stanie nam pomóc.
- Gdyby magia istniała, twoja siostra byłaby zdrowa - rzekłam bez zastanowienia.
Zamilkł. Przez jego twarz przemknął grymas bólu. Zacisnął pięści i warknął zrozpaczony:
- Nawet czary mają swoje granice. Są sprawy Boga i sprawy magii. Choroba mojej siostry jest sprawą Boga, rozumiesz?! Tylko on może jej pomóc, lub wydać na nią wyrok śmierci. Jeśli nie jesteś w stanie tego pojąć - odejdź i nie wracaj tu więcej. 
Ogarnęła nas szarość, milczenie oraz wilgoć, wkradająca się do naszych oczu i serc. Zaczęłam delikatnie gładzić jego dłoń, próbując dodać mu otuchy. Wiedziałam, że słowa w tym przypadku nic nie zdziałają. Słowa to puste, martwe frazy w obliczu tragedii. Są zbędne. Liczą się gesty. Uderzenia serca. Zaufanie i obietnica pomocy, czająca się w źrenicach. Przez dłuższy czas słychać było jedynie śpiew ptaków i szelest wiatru. Było nam z tym dobrze. W końcu jednak powiedziałam:
- Dobrze, porozmawiam dziś z ciotką. Pod warunkiem, że ją... zaczarujesz. 
- Wystarczy, że spojrzę jej w oczy. Mam dar. Zdobędę wszystkie informacje. Chodźmy. 
- Obiecujesz? - zapytałam łamiącym się głosem, patrząc na niego błagalnie.
- Co mam obiecać? 
- Że mi pomożesz. Że nie zostawisz mnie, jeśli wszystko pójdzie nie tak. Przysięgnij.
- Przysięgam - szepnął dobitnie, patrząc mi w oczy wzrokiem pełnym determinacji.
Pomógł mi się podnieść i razem zaczęliśmy podążać w stronę domu ciotki. Nie odzywaliśmy się do siebie. Była tylko cisza, świeży zapach lasu i nasze złączone dłonie. Między nami, niczym jesienny wietrzyk, powiewała obietnica. W naszych sercach na nowo budziło się życie i nadzieja. 


Rozdział krótki, żeby was nie zamęczyć. W następnym zdradzę wam tajemnicę śmierci rodziców Róży, urywki wspomnień z jej dzieciństwa, poznacie mężczyznę z blizną. Postaram się dodać go jak najszybciej, bo mam już gotowy zarys w głowie...
Tak długo mnie tu nie było, bo ciągle nie mam czasu. Nie będę się na ten temat rozpisywać.
Muszę powiedzieć wam jeszcze jedną rzecz. Nie wiem, czy was to ucieszy, czy zasmuci, ale JESTEM SZCZĘŚLIWA. Niech to się nie kończy, proszę, niech to trwa, choć przez chwilę. 
Nie mogę się skupić na tym co piszę, zatem już zakończę, a coś ambitniejszego będziecie mogli przeczytać, gdy przestanę z Kimś rozmawiać i będę mogła się skoncentrować.
Mam nadzieję, że chociaż trochę tęskniliście. 
Nie potrafiłabym żyć bez bloga i bez was, którzy to wszystko czytacie. Dajecie mi siłę i sens.
Dziękuję.

Tak w ogóle założyłam sobie tumblra. Zapraszam: http://www.tumblr.com/blog/papierowyaniol
Dopiero zaczynam, proszę o wyrozumiałość.


Nie wiem, czy to zdjęcie już było, ale bardzo mi się podoba. 

Miłego wieczoru.

Lubimy być podziwiani, lubimy być 'kimś', lecz w tym wszystkim często zapominamy, że na szacunek trzeba sobie zapracować. Nie zjednując sobie fałszywych przyjaciół, obgadując innych. nie kłamiąc, pchając się na siłę w nie swój świat. Trudno w to uwierzyć, ale prawdziwy szacunek zyskamy, będąc po prostu sobą. Nie wstydząc się siebie, muzyki której słuchamy, tego, co lubimy robić. Życie jest za krótkie na oszukiwanie samych siebie. Lepiej siedzieć przed monitorem samemu, niż w gronie fałszywych przyjaciół, którzy kochają wymyśloną wersję ciebie. Takie coś jest męczące i sama dobrze o tym wiem. Znam to uczucie, kiedy nie chcąc siedzieć w domu samotnie, wychodzi się na spacer z osobą, która jest totalnym przeciwieństwem ciebie. Aby nie zaczęła cię ignorować, udajesz kogoś innego. Grasz zaciekawienie jej opowieściami o pijanych znajomych. Mówisz, że nie zapalisz, bo boli cię gardło. Nie pójdziesz na pijacką imprezę, bo mama ci nie pozwoli. Kłamiesz, koloryzujesz, prowadzisz jakby podwójne życie - prawdziwa ty i ty na potrzeby tej osoby. Wszystko po to, by nie być samotna... Znam to, wiem, jak to jest.
W życiu trzeba przejść przez wszystko, to właśnie nadaje mu sens, trzeba poznać smak tych złych i tych dobrych chwil. 
Jak widzicie, jednak wróciłam cała i zdrowa, również na umyśle, bo zaczynam swoje życiowe przemyślenia. Pewnie myślicie, że lepiej by było, gdybym dodała nowy rozdział, jednak nie mogę się skoncentrować. Aktualnie rodzina się wydziera. Jak zawsze. Czy ja mieszkam z niedosłyszącymi? Mogę pisać dopiero po północy, gdy zamilkną. Nie zawsze jednak wtedy mam siłę...
Postaram się napisać coś jeszcze, gdy zasną. 

Po tej notce czuję niedosyt. Chciałabym napisać coś jeszcze, ale te hałasy nie pozwalają mi zajrzeć wgłąb siebie. Chyba wyjdę na dwór, by poczuć w duszy i na ciele dotyk ciszy, takiej pięknej, tak wszechogarniającej. Może wtedy będę wiedziała, co chcę wam powiedzieć. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz