poniedziałek, 22 lipca 2013

Matka. Smutek. Czyli znów to samo.

Och, smutku, wróciłeś? Nie tęskniłam.
Te 'cudowne' słowa mamy, jaka jestem niepotrzebna, bezużyteczna, beznadziejna. To, że mam 'wypierdalać z domu, gdy tylko skończę 18 lat'. Nie ważne, że nie ukończę wtedy jeszcze liceum. Fakt, że nie mogę być szczęśliwa w tym domu. Gdy tylko ogarnia mnie szczęście, oni muszą wszystko popsuć. Nie potrafią się nim cieszyć ze mną. Gdy bratu coś się uda, są zadowoleni. Bo jest chory. Ja jestem niepotrzebna i bez sensu. Byłabym dobra, gdybym harowała, jak wół. To, że chcę coś w życiu osiągnąć, jest nie ważne. Nie szanuję rodziców, bo chcę się wyrwać z tej miejscowości i być kimś. 'Inni mnie nie obchodzą'.
Tak, powinnam  U M R Z E Ć, wtedy wszystko byłoby cudownie. Dobrze, że mam przyjaciół. Jednak to nie z nimi muszę mieszkać. Nie wytrzymam, tak ciężko jest się powstrzymać od wzięcia do ręki czegoś ostrego, gdy słyszysz tylko jaka jesteś niepotrzebna. Chciałam żyć dla siebie, dla przyszłości, ale wobec tych słów wszystko traci sens. Czy jestem skazana na cierpienie? Nigdy już nie będzie dobrze, zawsze potem Oni muszą wszystko popsuć?
Przepraszam, że się żalę. Nie mam w tej chwili komu się zwierzyć, jeszcze wcześnie.
To tak boli, kiedy spełnione marzenia nie mogą cię cieszyć, bo za chwilę do pokoju wejdzie ktoś, kto wmówi ci, jak bardzo żałuje, że istniejesz. Wtedy mimo wszystko życie traci sens. Bo moja matka jest dla mnie bardzo ważną osobą. Chciałabym jej nie kochać, wtedy byłoby mi prościej. To nie są 'głupie problemy nastolatek', moim zdaniem coś takiego to rzeczywisty problem. To, że nie mogę spokojnie żyć i rozwijać się we własnym domu. To, że odbiera mi chęć do życia. To, że zrzuca całe zło tego świata na mnie.
C Z E M U?!
Są ludzie, dla których chcę żyć - ci, którzy są obecnie i ci, którzy będą. Ale ta myśl, że jestem do niczego, nie daje mi spokoju. Nie pozwala oddychać, obezwładnia, uśmierca całą nadzieję i chęć walki. Co powinnam zrobić? Wiele bym dała, by móc żyć tak jak od kilku dni, w spokoju, gdy ona była daleko i nie mówiła tych wszystkich okropnych rzeczy.
'Już nie mam córki. Wróżka mi tak powiedziała.' To raczej mi powinna powiedzieć, że już nie mam matki. Kiedyś była moją przyjaciółką, od jakiegoś czasu stara się być moim wrogiem. W sumie, może to przez nią dręczyła mnie ta depresja? Nie miałam wtedy przyjaciół, którzy mogliby zaprzeczyć jej raniącym słowom.
Sama nie jestem święta, ale nigdy nie potraktowałam jej jak przedmiot, który nie jest mi potrzebny.
Nie obchodzi jej moja radość.
Przyszła, gdy płakałam. Robiłam to głośno, z nadzieją, że usłyszy, że przytuli, że będzie jak dawniej...
Znów mam  łzy w oczach.
Kocham ją, naprawdę ją kocham, dlaczego kochamy ludzi, którzy zadają nam ból?
I znów ta pustka i bezsens, nie wiem nawet, czy ruszyć się z miejsca. Chęć walki i chęć poddania się walczą we mnie i nie wiem, która wygra.
Nie mam siły żyć. A byłam taka radosna. To chore. Jak jeden człowiek może wszystko zmienić.
Chcę stąd zniknąć, proszę, chcę zniknąć, chcę uciec daleko, chcę żyć.
Zapomnieć, że kiedykolwiek ktoś powiedział mi coś przykrego...
Miłego dnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz